Brda 1998
 
  1. kajak: Ola + Cypis
  2. kajak: Monika + Shuya
  3. kajak: Ania + Misiak
  4. kajak: Hania + Grzesiu
  5. kajak: Biały + Iskra

piątek 10.07.1998
Tak - znowu Brda. Tym razem jednak w nieco większym - międzynarodowym, składzie. Na początek spływu wybraliśmy biwak przy moście niedaleko wsi Rudniki. Ekipa tradycyjnie docierała w 3 rzutach. Misiak, Cypis, Iskra - Lublinem ze sprzętem. Ola, Monika, Ania, Hania, Grześ i Biały - transport łączony - pkp i pks. Szuja - jako człowiek światowy leciał samolotem, jechał pociągiem, potem taksówką, a potem spacerek :))) i to dopiero w sobotę. Po przyjeździe rozkładanie namiotów i ognisko. Tego dnia postanowiliśmy nie rozkładać sprzętu, w końcu pół soboty było przed nami. Biały po raz pierwszy miał zadebiutować na swoim nowym-starym składaku - "Tytaniku".

sobota 11.07.1998
most koło wsi Rudniki - jez. Szczytno (ok.8 km);
Dzień zaczęliśmy od ogólnego składania i rozkładania sprzętu. Najwięcej problemów sprawił kajak Białego - głównie dlatego, że nie był długo rozkładany no i stanowił pewnego rodzaju "samoróbkę" więc trochę zajęło odgadnięcie wszystkich "patentów". W końcu kajaki były gotowe, brakowało tylko Szuji.... Szuja: "W sobotę po południu dojechałem do okolic wsi Rudniki. gdzie czekała na mnie cala ekipa z rozłożonymi i gotowymi do drogi kajakami. Początek trasy przypominał trochę poprzednio roczną trasę Słupią. Generalnie trasa łatwa, trochę przeszkód wodnych. Trzeba szczególnie uważać przy moście, bo w wodzie znajdują się kamienie i pozostałości po poprzednim moście. Na jeziorze znaleźliśmy dzikie miejsce biwakowe po dłuższych poszukiwaniach (w dodatku okazało się potem, że po drugiej stronie łąki stoi ambona, z której można do nas pięknie strzelać jak do jeleni, szczególnie w nocy nic o nas nie wiedząc), ale szukaliśmy już pod wieczór i przy kiepskiej pogodzie, co może utrudniło znalezienie innych atrakcyjniejszych postojów. Po prawej stronie zaraz po wpłynięciu na jezioro jest biwak - tylko wtedy było ono zajęte przez "szarańcze" - spływ plastików, który walił przed nami. Tego dnia Hania z Grzesiem - nasi debiutanci zdali swój pierwszy egzamin.
Wieczorem po rozbiciu namiotów ekipa udała się w poszukiwaniu wody do pobliskiej wsi. Ekipa w obozie zajęła się sobą :)). Wieczór był nadzwyczaj krótki - bez ogniska, spory wiatr wpędził prawie wszystkich do namiotów. 3 kowbojów pozostało na zewnątrz - o ich działalności świadczyły "łuski" znalezione rano przy kajakach ;))

niedziela 12.07.1998
jez. Szczytno - okolice wsi Konarzynki i Ciecholewy (ok.26 km);
Trasa
Odpoczynek
łatwa, po wypłynięciu z jeziora rzeka płynie leniwie, głównie pośród łąk, dopiero pod koniec wpływa głębiej w las. Tuż przy ujściu Brdy z jeziora jest ośrodek i sklep gdzie można uzupełnić wszelkie zapasy.
Jest cicho i spokojnie, daleko od dużych dróg, czasem słychać tylko traktor na polu. Nocleg znaleźliśmy na prawym brzegu, za mostem drogowym na trasie Chojnice - Bytów i wsią Konarzynki, w bardzo pięknym miejscu na skraju lasu (tam też w radiu mogliśmy wysłuchać relacji z finału mistrzostw świata w "nogę" Francja-Brazylia 3:0 :)); oczywiście radio było nasze, a nie leśne). Tu pojawili się Brodacze po raz pierwszy - czyli dwójka sympatycznych, brodatych Panów ze swoimi synami - na oko 3-5 letnimi. Uczyli ich prawdziwego, męskiego życia. Płynęli razem cały dzień, a wieczorem - kąpiel w rzece. Ojcowie obwiązywali synów sznurem i ... wrzucali na głęboką wodę, potem wyciągali na brzeg, namydlali i z powrotem do wody. Uczcie się ojce!!!

poniedziałek 13.07.1998
Konarzynki / (Ciecholewy) - jez. Kosobudno (ok.25 km);
Trasa bardzo łatwa technicznie, bardzo ładny odcinek od biwaku do jeziora Charzykowskiego, praktycznie pozbawiona przeszkód, natomiast dosyć trudna fizycznie, ze względu na dużą liczbę jezior (kawałek Charzykowskiego, Długie, Karsińskie, Witoczno, Małołąckie, Łąckie, Dybrzk, Kosobudno;
Nocleg na leśnej drodze
etap biegnie przez Zaborski Park Krajobrazowy, od jego zachodniej granicy do wschodniej). Przy wpływaniu na jezioro Charzykowskie trzeba uważać na sieci i wystające z wody pozostałości po palach przytrzymujących owe sieci. W Swornychgaciach można zrobić zakupy i zjeść coś ciepłego, - szczególnie rybę, bo to wiocha nastawiona na obsługę turystyczną w sezonie letnim. Jeziora są dosyć zaludnione (ale bez przesady) przez ośrodki i domki letniskowe, jednakże da się coś znaleźć na biwak. Na jez. Kosobudno na północnym brzegu (czy też w jego pobliżu) jest ośrodek wczasowy (pod koniec jeziora), a brzeg południowy jest bodajże rezerwatem przyrody, ale na pewno da się coś tam znaleźć pod namioty. Tutaj też po raz drugi spotkaliśmy "Brodaczy" - wówczas urodziła się idea aby pływać tak jak oni ze swoimi synami i uczyć ich prawdziwego życia.

wtorek 14.07.1998
jez. Kosobudno - Rytel (ok.15 km);

Pierwsza przenoska na trasie na tamie Mylof, na jakieś 150-200 m; niedaleko tamy u leśniczego można wypożyczyć wózek do przenoski za drobną opłatą oraz wziąć prysznic czego nie omieszkały uczynić nasze panie, podczas gdy panowie przenosili kajaki.
Jedyna przenoska w Rytlu
Przy leśniczówce jest też pole biwakowe ale nie życzę nikomu tam nocować bo szum wody spływającej po jazach jest dość męczący. Przy Mylofie swój początek ma Kanał Brdy. Etap bez specjalnych emocji. Kawałek za tamą (jakieś 150 m) trzeba uważać na rurę po lewej stronie, z której spuszczana jest woda ze stawów hodowlanych i zbyt bliskie przepłynięcie może grozić wywrotką; mocniej machnąwszy wiosłami można natomiast bezpiecznie szmyrgnąć pod prawym brzegiem. Niedaleko jest też jedno bystrze i zaraz podobna rura przy której też trzeba uważać. Rzeka płynie tu dość szeroko, zwężając się dopiero w pobliżu Rytla. Niestety widać też syf jaki pozostawiają ludzie, w wodzie jest pełno żelastwa, plastiku, butelek itp. Tuż przed Rytlem jest bardzo malowniczy most kolejowy przypominający swoim kształtem rzymskie akwedukty. Trzeba bardzo uważać przy przepływaniu pod mostem bo jak to zwykle bywa przy mostach w wodzie znajdują się niebezpiecznie kamienie, a woda płynie znacznie szybciej. W Rytlu można osiąść jakieś 200 m za mostem drogowym na trasie Chojnice - Czersk; po lewej stronie jest wysoki, ale dość łagodnie schodzący brzeg. We wsi można zrobić zakupy, zjeść coś w restauracji, pójść do Kościoła, jak również na
Woziwoda
miejscową dyskotekę, a także pozbyć się tych kompanów, których mamy serdecznie dosyć, bo wieś leży na ruchliwej trasie.

środa 15.07.1998
Rytel - Woziwoda (ok.17 km);

Mogą się zdarzyć przeszkody i bystrza. Rzeka płynie większość czasu lasem. Odcinek urokliwy i technicznie łatwy. Biwak w Woziwodzie (płatny), przy szosie Tuchola - Czersk jest z reguły zawalony spływowiczami i letnikami, więc jeśli nie przeszkadza wam tłum, to spokojnie lądujcie. Trzeba jednak uważać na złodziei - my niestety pożegnaliśmy się z torbą kuchenną i plecakiem na piwo z butelkami - na szczęście pustymi. Tu też dołączyli do nas Mańki i Dominika na rowerach. Odbył się również Pierwszy w Historii Festyn w Woziwodzie - z przyjmowaniem pseudonimów artystycznych - Ślimak , Rysio, Sarna, a Grzesiu wracając do namiotu walnął nawet żuczka :)).

czwartek 16.07.1998
Woziwoda - Gołąbek (ok.12 km);
Etap dość trudny dla początkujących, ale ciekawy, biegnący cały czas w lesie, ze sporą ilości bystrzy, kamieni, gałęzi i kołków zatopionych w wodzie, silniejszym niż zwykle nurtem. Jest to odcinek, gdzie może
Stadnina koni - gitarki i kiełbaski
zdarzyć się drzewo tarasujące cała szerokość rzeki. Niemniej jednak bez paniki. W rzeczywistości jest łatwiej niż sugeruje to powyższy opis. Uważać tylko trochę na "składaki" i osoby debiutujące na rzece. Nocleg można zrobić na biwaku Gołąbek po lewej stronie, na podwyższonym brzegu (3-4 m), przy drodze Tuchola - wieś Okiersk. Teren z duża ilością miejsca biwakowego i ładnie położony, ale pewnie ze sporą ilością zwykłych letników (w tym urżniętych młodzieńców i podlotków). Dotarcie do Tucholi jest jednak utrudnione, zwłaszcza po południu i przede wszystkim trzeba liczyć "na stopa", bo na piechotę to kawał drogi, a autobusy nie jeżdżą zbyt często. Można etap przedłużyć,
Shuya, Monia, Iskra, Biały, Cypis, Ola, Ania, Misiak, Grześ i Hania
wypływając zza zakrętu ujrzymy zawieszoną nad rzeką na gałęzi informację o barze i stadninie koni. W istocie jest tam darmowe pole biwakowe, a w pobliżu stadnina koni i restauracja z kuchnią borowiacką. W okolicy pola znajdują się też pozostałości starego młyna - niestety miejscowa ludność rozebrała młyn prawie doszczętnie.

piatek 17.07.1998
Gołąbek - Zalew Koronowski (Sokole-Kuśnica) (ok. 37 km);
Na pierwszych kilku kilometrach etap podobny do poprzedniego, stopniowo coraz spokojniejszy, a im bliżej zalewu tym rzeka szersza i powolniejsza, gdzieniegdzie nawet można zatrzymać się na mieliźnie. Na Zalewie biwak na samym początku po prawej stronie, mniej więcej na wysokości Gostycyna; ładnie położony, ale nie jest zbyt duży i może być zajęty przez jakiś inny spływ. Mogą też być kłopoty z zaopatrzeniem się w prowiant, dlatego lepiej zrobić to w Rudzkim Moście. Niedaleko w głąb Zalewu, po lewej stronie jest jakiś ośrodek wczasowy. Jeśli się tam nie rozbijecie, to trzeba po prostu cierpliwie czegoś szukać ale znalezienie jakiegoś dogodnego miejsca na biwak graniczy z cudem, Jest dużo przepięknych miejsc do biwakowania na dziko - dopiero spory kawałek za mostem leżącym na wschód od Gostycyna, ale podobno Straż Leśna jest dosyć aktywna w tym rejonie i może się skończyć mandatem. Odcinek ten Zalewu Koronowskiego obfituje w przepiękne widoki. Można też płynąc dalej do Sokole - Kuźnicy, co uczyniliśmy. Jest tu dobrze zorganizowane pole biwakowe (płatne, niedaleko sklep z szerokim wyborem piw - akurat na imprezę pożegnalną). Pole zwykle oblegane jest przez biwakowiczów i niedzielnych turystów. Jest to chyba dogodne miejsce na skończenie spływu, bo dalszy odcinek to już same ośrodki a i czystość wody zaczyna się pogarszać. Można też spotkać motorowodniaków.
Sokole-Kuźnica, pamiątkowa butelka


sobota 18.07.1998
Zalew Koronowski (Sokole-Kuźnica)
Laba w oczekiwaniu na wyschnięcie sprzętu. Uwaga przy kąpieli na mogące się czaić w wodzie niespodzianki! Grześ może coś o tym powiedzieć - podczas kąpieli nadział się stopą na rozbite dno od butelki.

niedziela 19.07.1998
Tradycyjnie jak na każdym spływie przed odjazdem zakopaliśmy pamiątkową butelkę.
Może jeszcze tu wrócimy, ale będzie jazda przy czytaniu starego listu!