Pi³awa 2001
 
  1. kajak: Uli + Torsten
  2. kajak: Gosia +Cypis
  3. kajak: Magda + Olo
  4. kajak: Shuya + Bia³y
  5. kajak: Ania + Iskra

Podczas sp³ywu Gwda Epilog wp³ynêli¶my na Pi³awê w Dobrzycy i dop³ynêli¶my pod pr±d do pola biwakowego w Krêpsku. Wtedy to pierwszy raz zobaczyli¶my rzekê Pi³awê i w naszych my¶lach zrodzi³a siê my¶l, by latem nastêpnego roku zaliczyæ tê rzekê. I s³owo cia³em siê sta³o.

czwartek 26.07.2001
Sikory
Za miejsce pocz±tku sp³ywu wybrali¶my kawa³ek pola nad jeziorem w Sikorach Czaplinka na jez. Komorze.. Za miejsce biwaku wybrali¶my miejsce oznaczone na mapie kajakowej "Pi³awa szlak wodny" jako pocz±tek trasy. To miejsce to kawa³ ³±ki z jednym drzewem, dogodnym miejscem do rozbicia biwaku i wodowania kajaków i kup± lokalnych dzieci k±pi±cych siê w jeziorze i zagl±daj±cych
do namiotów i kajaków. I tam te¿ przywióz³ gdañsk± ekipê, - czyli Aniê Gosiê, Iskrê Bia³ego i Cypisa zielony Lublin.
Tego¿ dnia, ale nieco pó¼niej mia³a dobiæ pozosta³a cze¶æ za³ogi - Szczecin - Madzia, Olek i Szuja. Do ich przyjazdu roz³o¿yli¶my nasze leciwe, ale niezawodne sk³adaki, odpalili¶my piwo rozpoczynaj±c tradycyjne "nawil¿anie" i zrobili¶my sobie ma³± pla¿e gdy¿ s³oñce tego dnia jakby na zamówienie ¶wieci³o bardzo mocno.
Szczecin dotar³ przed 17.00. Tradycyjne powitanko, potem rozbijanie namiotów i przygotowania do ogniska. A w miêdzyczasie oczywi¶cie d³ugie rozmowy, poniewa¿ nie widzieli¶my siê d³ugo i ka¿dy by³ spragniony wie¶ci.
A wieczorem ognisko inauguruj±ce sp³yw, a tak¿e imieniny Ani. I jak zwykle zagra³y gitary, otworzyli¶my browar i wino. Zabawa trwa³a prawie do bia³ego rana - Cypis dosta³ nawet nowy pseudonim - CYKI. Olek to uczyni³.
W Sikorach mia³ te¿ premierê nasz nowy pomys³, aby zabraæ ze sob± lampy naftowe. Pomys³ sprawdzi³ siê w 300 % - i w tym miejscu nale¿± siê podziêkowania Iskrom, którzy wypromowali lampy w towarzystwie.

piatek 27.07.2001
Sikory - J. Rakowo
Wcze¶niej umówili¶my siê z Panem Tadeuszem Obrockim (tel. 0608 517929; 067 2160496), z którym poznali¶my siê ju¿ rok wcze¶niej, gdy p³ynêli¶my Rurzyc±. Mieszka on w Tarnowie, a wiêc niedaleko miejsca gdzie zamierzali¶my koñczyæ sp³yw, poza tym jest on w³a¶cicielem kilku miejsc biwakowych na trasie Pi³awy i Rurzycy i mieli¶my i tak korzystaæ z jego go¶cinno¶ci. Samochody przyj±³ na swoim podwórku bez problemu. Po odstawieniu samochodów drogê powrotn± przebyli¶my autobusem a od Czaplinka do Sikor piechot±.
Wyp³ynêli¶my oko³o 15.00 - tego¿ dnia mieli¶my do przep³yniêcia zaledwie 9 km - w³a¶ciwie tylko ca³e
jezioro Komorze i kawa³ek jeziora Rakowo, spokojny odcinek po to ¿eby przyzwyczaiæ siê do wiose³ i kajaków.
Komorze jest zaiste bardzo ³adnym jeziorem - brzegi porasta las, a woda jest bardzo czysta.
Spokojnie wios³uj±c dop³ynêli¶my do miejsca, które na mapie jest zaznaczone jako przenoska. W rzeczywisto¶ci jest to zbudowany w dwóch betonowych rur przepust pod drog±. Przy normalnym poziomie wody nie trzeba przenosiæ kajaków, wystarczy wysi±¶æ i przepu¶ciæ je rur±.
Wp³ynêli¶my na jezioro Rakowo i po krótkim wios³owaniu (a niektórzy przep³yniêciu wp³aw) wyl±dowali¶my na polu biwakowym na prawym brzegu jeziora tu¿ przy jego koñcu. Pierwsze, co nas zachwyci³o to krystalicznie czysta woda jeziora. Pole biwakowe by³o bardzo ³adne, po³o¿one na niewielkiej polance z ³aweczkami i stolikami.
Jezioro nie bez powodu nosi swoj± nazwê Rakowo. Czysta woda jest doskona³ym ¶rodowiskiem dla raków. Wieczorem mo¿na siê o tym przekonaæ ¶wiec±c latark± po dnie jeziora. Oczy raków ¶wiec± siê jak ma³e ¶wiate³ka wielkiej metrpoli.
Wieczorem ognisko, gitarka, po prostu czad.

sobota 28.07.2001
J. Rakowo - Borne Sulinowo - Silnowo Dolne
Ten dzieñ mia³ wygl±daæ zupe³nie inaczej. Mieli¶my zakoñczyæ ten odcinek w okolicach Bornego.
Zaraz po przep³yniêciu pod mostkiem przy uj¶ciu rzeki z J. Rakowo rzeka jest bardzo p³ytka, co zmusza niekiedy do wychodzenia z kajaka i bur³aczenia. Jednak z czasem rzeka jest co raz g³êbsza i na kilkaset metrów przed po³±czeniem ze szlakiem na J. Lubickie woda jest wystarczaj±co g³êboka by swobodnie
p³yn±æ kajakiem. Odcinek jest przy tym bardzo urokliwy, po³o¿ony w gêstym lesie. Wkrótce wyp³ywamy na J. Brody. Niedaleko uj¶cia k±pielisko, zje¿d¿alnia, ma³± przystañ kajakowa i sklepiki. Omijaæ z daleka, chyba, ¿e wygra³e¶ w totka. Ma³a pepsi za 5 z³. to przesada. Pod mostem w przej¶ciu na J. Strzeszyn ciekawa scena, jak faceci po nie-jednym g³êbszym próbowali wsiadaæ z wody do kajaka jedynki górskiej. Ka¿de wej¶cie koñczy³o siê wywrotk± i ¶miechem weso³ych wspó³towarzyszy.
J. Strzeszyn ukry³o przed nami swoj± tajemnicê, czyli uj¶cie w kierunku J. Kocie. Zajê³o nam chwilkê, zanim znale¼li¶my to miejsce ukryte w trzcinach. Kolejne jezioro i kolejne mi³e wra¿enia. Na J. Kocie trzeba siê kierowaæ w kierunku na nasyp kolejowy. Znajduje siê tam kana³ na Jezioro Pile. Jezioro Kocie by³o ostatnim takim ma³ym klimatycznym jeziorkiem.
Przed nami Zakupy w miejscowo¶ci Pile. Nastêpny dzieñ to niedziela i lepiej siê zaopatrzyæ wcze¶niej. Znajduj± siê tu 2 dobrze zaopatrzone sklepy. Po zakupach na Borne. Jest ponad 30 stopniowy upa³. Ciê¿ko siê p³ynie w takich warunkach.
Przed Bornym zatrzymali¶my siê przy tajemniczej wyspie, której cze¶æ jak g³osi legenda zapad³a siê pod wodê. Zaiste z daleka dop³ywaj±c do wyspy widaæ dok³adnie, która czê¶æ zapad³a siê pod wodê, a jak siê dobrze przyjrzeæ wp³ywaj±c nad zapadniêt± czê¶æ pod wod± widaæ jeszcze drzewa, które nadal pionowo stercz± z dna. Przy tej wyspie w³a¶nie byli¶my umówieni z Torstenem, który tego¿ dnia mia³ do³±czyæ do naszej weso³ej gromadki. Poniewa¿ do spotkania zosta³o jeszcze sporo czasu pop³ynêli¶my dalej w poszukiwaniu miejsca do rozbicia obozu. Chcieli¶my wyl±dowaæ
w pobli¿u miasta ¿eby móc je zwiedziæ, ale niestety pola biwakowe by³y za³adowane lud¼mi z dymi±cymi grillami, samochodami, wrzeszcz±cymi radiami (sobotnie s³oneczne popo³udnie), a my przecie¿ uciekali¶my od t³umu i ha³asu. Postanowili¶my wracaæ w kierunku wyspy, wszêdzie gdzie dobijali¶my okazywa³o siê jest to teren prywatny albo pole w 100% ju¿ wype³nione lud¼mi
Postanawiamy szukaæ miejsca po pó³nocnej stronie jeziora. Po godzinie, gdy ju¿ upa³y jakby zel¿a³y, znajdujemy super miejsce ukryte w trzcinach. Jest pomost, ³aweczki, palenisko... luksus. Tego dnia zrobili¶my ok. 19 km, wiêkszo¶æ na jeziorach pieczenie przez s³oñce jak na patelni.
Ju¿ po rozbiciu namiotów okaza³o siê, ¿e nad naszymi g³owami jest gniazdo os, ale znicze antykomarowe za³atwi³y sprawê - osy trzyma³y siê od nas z daleka. Powoli przygotowywali¶my siê do ogniska i czekali¶my na sygna³ od Torstena, który o 18.00 mia³ dojechaæ poci±giem z Berlina do Silnowa, dotrzeæ do miejscowo¶ci Pile, roz³o¿yæ kajak i dop³yn±æ do wyspy. O 19.00 zadzwoni³ - okaza³o siê, ¿e jest dopiero w Szczecinku, poniewa¿ jeden z poci±gów mia³ opó¼nienie, Torsten nie zd±¿y³ siê przesi±¶æ i utkn±³ w Szczecinku. Nie pozosta³o mu nic innego tylko wzi±æ taksówkê. Szybko podali¶my mu miejsce gdzie jeste¶my, - chocia¿ sami do koñca nie byli¶my tego pewni. Nie minê³o 40 minut i na nasze pole biwakowe zajecha³a taksówka z Torstenem na pok³adzie. Oto byli¶my w komplecie.

niedziela 29.07.2001
Silnowo Dolne - Liszkowo
Pocz±tek dnia to spotkanie z w³a¶cicielem tego piêknego miejsca. Poprosi³ nas, by¶my w zamian za bezp³atne skorzystanie z tego kawa³ka lasu zainwestowali w to miejsce i pomogli mu wyci±gn±æ stare pale z dna. No có¿, zgodzili¶my siê. Zabra³o nam to trochê czasu, ale je¶li ty kajakarzu, który mo¿esz p³yn±c naszym ¶ladem znajdziesz to miejsce i nie rozedrzesz sobie pow³oki kajaka o jaki¶ znajduj±cy siê pod powierzchni± wody pal, wiedz czyja to zas³uga!
Na wodzie z³apa³ nas jeszcze ma³y przelotny deszczyk, po czym znowu wysz³o s³oñce. Po drodze zatrzymali¶my siê jeszcze raz w Pilu na zakupy i skierowali¶my siê najpierw do wyspy naprzeciwko Pila w poszukiwaniu ³adnego miejsca na kawê. Wyspa nadaje siê najwy¿ej na 2-3 kajaki, nie na 5 wiêc udali¶my siê dalej w kierunku uj¶cia Pi³awy z jez. Pile gdy¿ tu¿ przy uj¶ciu na lewym brzegu rzeki by³o pole biwakowe, na którym mieli¶my przenocowaæ. Pole by³o bardzo przyjemnie, choæ nieco zat³oczone, co prawda bez drzew daj±cych po¿±dany cieñ, ale za to ze stoliczkami, miejscem na ognisko, ma³ym sklepikiem i bardzo mi³± obs³ug±. Pan opiekuj±cy siê polem by³ tak mi³y, ¿e zakupi³ nam ¶wie¿e bu³ki i chleb nastêpnego dnia rano. Zaraz po przyp³yniêciu wszyscy skoczyli¶my do wody - no mo¿e oprócz Bia³ego, który do³±czy³ do nas w³a¶ciwie jak ju¿ wychodzili¶my z wody. No, ale co to by³a za k±piel, gromadnie grali¶my wtedy w pi³kê wodn±. Woda w jeziorze by³a ¶wietna nie do¶æ, ¿e czysta to dodatkowo o w³a¶ciwej temperaturze - tak, ¿e nie chcia³o siê w ogóle wchodziæ. Bia³y - jak przysta³o na prawdziwego kajakarza przysta³o tego dnia dokona³ ogolenia - i pewnie nie by³oby w tym nic dziwnego gdyby nie to, ¿e dokona³ owego aktu (chyba tylko dla tego) na oczach dwóch niewiast z sympatycznego sp³ywu, który te¿ biwakowa³ na polu. Dziewczyny przysz³y obaliæ browar nad brzegiem w ¶wietle zachodz±cego s³oñca, a Bia³y zobaczywszy ten romantyczny widok postanowi³ dodaæ swoj± osobê do pejza¿u i tu¿ przed dziewczêtami stoj±c po pas w wodzie pocz±³ siê prê¿yæ i napinaæ gol±c przy tym swój trzydniowy obfity zarost.
Wieczorem - tradycyjnie najpierw obiado-kolacja, potem ognisko i browar tudzie¿ nalewki wi¶niowe - mocne. Tego¿ wieczoru dali¶my koncert, a w szczególno¶ci Olek, który zas³yn±³ nowatorskim i jedynym w swoim rodzaju wykonaniem pie¶ni "och Johny proszê" otrzymuj±c z reszt± pseudo Johny. Ognisko skoñczyli¶my nad ranem.

poniedzia³ek 30.07.2001
Liszkowo - Zalewy Nadarzyckie
Tego dnia pokonywali¶my odcinek ok. 18-kilometrowy. Mia³ to byæ ostatni odcinek z jeziorami i na rzece z wod± wzglêdnie stoj±c±. Okaza³o siê to prawd±, bowiem rzeka na ca³ym odcinku do Nadarzyc jest bardzo szeroka i ³atwa do przep³yniêcia, pomijaj±c opisane wyj±tki.
Tradycj± ju¿ nieomal sta³o siê to, ¿e rano przywita³a nas ³adna pogoda - jakie¶ + 23 stp. C. Prognozy, co prawda mówi³y, ¿e ma nast±piæ za³amanie pogody, ale byli¶my optymistami. Rano zjedli¶my pyszne ¶niadanko (bu³ki przywiezione przez opiekuna pola) i po k±pieli w drogê. Przed nami, bowiem by³ jeden z najciekawszych odcinków Pi³awy - Zalewy Nadarzyckie.
Pocz±tkowo Pi³awa p³ynie do¶æ szeroko i leniwie powoli przechodz±c w w±skie i urokliwe jezioro Do³gie. Na jeziorze zrobili¶my sobie ma³± sesjê
zdjêciow± korzystaj±c z przepiêknych okoliczno¶ci przyrody i sprzyjaj±cego s³oñca.
Zgodnie z map± na koñcu jeziora powinna byæ przenoska, ku naszej uciesze przenoski nie by³o i nic nie wskazywa³o na to ¿eby kiedykolwiek mia³a byæ, ¿adnego jazu, przepustu, kamieni ani tamy.
Wp³ynêli¶my na prawie stoj±c± wodê Pi³awy, po jakim¶ czasie po lewej stronie zobaczyli¶my prawdopodobnie sztucznie utworzony równoleg³y do rzeki "kana³" i jaki¶ betonowe umocnienia, których przeznaczenie znaj± chyba tylko ci, co je budowali. Co nie zmienia faktu, ¿e takie atrakcje dodaj± lekkiego dreszczyku do p³yniêcia po tych tajemniczych wodach. Kilkaset metrów dalej napotkali¶my kolejn± budowlê - stary bunkier-tamê, który zbudowany przez Niemców w czasie wojny s³u¿y³ jako elektrownia zasilaj±ca umocnienia wa³u pomorskiego. Bunkier jest do¶æ dobrze zachowany, chyba nawet pracuje jako prywatna elektrownia. Kajaki nale¿y przenosiæ po prawej stronie - niestety tak jak wyci±ganie jest w miarê dogodne gorzej jest z wodowaniem po drugiej stronie. Najpierw trzeba pokonaæ zej¶cie do wody, które ucina pionowa ok. 1,5 metrowa ¶cianka w dó³, a potem kamienie, które przy niskim poziomie wody mog± byæ k³opotliwe.
Za tam± rzeczka staje siê nieco wê¿sza i bardzo ³adna z szybszym nieco nurtem. Ten odcinek wspominam chyba najprzyjemniej, bardzo czysta woda, stada granatowo-niebeskich wa¿ek, las i s³oñce. P³ynêli¶my wolno ¿eby jak najd³u¿ej kontemplowaæ ten cudowny widok. Z czasem rzeka znowu staje siê szersza, przechodz±c w urokliwe rozlewiska. Po paru kilometrach napotkali¶my na stary zniszczony most a przy nim po lewej stronie dzikie pole biwakowe. Most wygl±da³ jakby ci±gn±³ siê do nik±d i niestety by³ do¶æ niski. Na szczê¶cie pozom wody umo¿liwi³ przepchanie siê pod nim - 5 cm wiêcej i niestety mieliby¶my przenoskê. Po drodze minêli¶my równie¿ kolejne pozosta³o¶ci po umocnieniach niemieckich w postaci starej tamy - teraz
otwartej. Szuja wdrapa³ siê na górê i zrobi³ ka¿demu kajakowi zdjêcie z wysoko¶ci.
Dotarli¶my do Zalewów Nadarzyckich. Zalewy zrobi³y na mnie ogromne wra¿enie - niby to bagna niby jedno wielkie jezioro poprzecinane pasami trzcin. Patrz±c na mapê, przep³yniêcie ich i odnalezienie w³a¶ciwej drogi nie wydaje siê byæ wiêkszym problemem, jednak gdyby nie oznaczenia szlaku kajakowego, oznaczenie drogi do Nadarzyc mog³oby sprawiæ niejednemu k³opot. Szukaj tu oznaczeñ szlaku. W 2001 jeszcze by³y!
Naszym celem by³o pole biwakowe nad jez. Berliñskim. Po drodze minêli¶my dwa inne pola jednak wydawa³y nam siê przeludnione. Pole, które by³o naszym celem te¿ okaza³o siê przeludnione, ale na ca³e szczê¶cie by³o ono bardzo du¿e i bez problemów znale¼li¶my dla siebie miejsce - tzn. Iskra z Shuy± znale¼li, bo wysadzili¶my ich na pocz±tku pola a oni poruszaj±c siê wzd³u¿ brzegu wypatrzyli dogodne miejsce. Jedyny mankament pola to niedogodne miejsce do wodowania kajaków - stoma i piaszczysta skarpa - obsadzona wówczas przez wêdkarzy, którzy przecie¿ s± "panami nad wod±". Po nieuniknionej jak zwykle drobnej scysji kajaki wyl±dowa³y na brzegu i namioty stanê³y na wyznaczonych miejscach.
Na tym polu zamierzali¶my zrobiæ sobie dzieñ wolny i pój¶æ na wycieczkê do pobliskich umocnieñ wa³u pomorskiego. Pole jest p³atne, bez specjalnych wygód oprócz latryn i pompy z wod±, ale jest na nim ma³y sklepik z bardzo mi³a obs³ug± - ta sama firma, która obs³ugiwa³a pole w Liszkowie. Szujka mia³ urodzimy i by³a obawa, ¿e zabraknie piwa na wieczór - Pan z obs³ugi zapowiedzia³ jednak, ¿e jak zabraknie to pojedzie i przywiezie dos³ownie przed namiot ¿±dan± ilo¶æ.
Jedynym mankamentem pola jest to, ¿e stanowi ono dla miejscowych lokalna pla¿ê i jedyne wygodne miejsce do k±pieli i le¿akowania jest mocno oblegane. W³a¶ciwie jak siê zajmie rano miejsce nad wod± to jest szansa, ale niestety, co drugi miejscowy pozostawia otwarte drzwi w samochodzie z w³±czonym radiem i muzyk±, której chyba nie polubiê do koñca ¿ycia. A -cha no i trzeba siê oczywi¶cie przyzwyczaiæ do zapachu grilli, których feeria jest wrêcz powalaj±ca. Pole jest na szczê¶cie bardzo, bardzo du¿e i na naszym koñcu nie odczuwali¶my absolutnie tego klimatu. Mieli¶my ciszê i spokój, a tak¿e w³asne miejsce na ognisko.
Tego wieczoru Szuja mia³ urodziny - jubilat stan±³ na wysoko¶ci zadania i na stó³ wjecha³o 30 symbolicznych piw na 30 urodziny oraz litr Jasia. Wieczór p³yn±³, gitary gra³y i tylko jedno nie pozwala³o na kompletny relaks - komary, które atakowa³y wrêcz stadami. I nic nie pomaga³o, ani Off, ani Autan, ani Oj,oj czy inne cholerstwo. Uodporni³y siê najwyra¼niej.

wtorek 31.07.2001
Zalewy Nadarzyckie - Bunkry
Nastêpnego dnia mamy zaplanowany dzieñ odpoczynku, po pertraktacjach w³a¶ciciel daje rabat 40% za nastêpn± noc - je¶li kajakarzu planujesz tu postój na d³u¿ej, mo¿esz wynegocjowaæ sobie dobre warunki d³u¿szego postoju!
Postanowili¶my ten dzieñ spêdziæ jednak w ruchu. Rano zjedli¶my ¶niadanko, potem dokonali¶my koniecznych drobnych napraw kajaków i ruszyli¶my
w drogê. Z mapy i z opisów innych sp³ywów wynika³o, ¿e niedaleko biwaku znajduj± siê pozosta³o¶ci umocnieñ Wa³u Pomorskiego. Ruszyli¶my. Pierwsze umocnienia spotkali¶my dok³adnie na przeciwleg³ym do biwaku brzegu - kilka zniszczonych bunkrów. Zapu¶cili¶my siê dalej i po godzinie marszu spotkali¶my jeszcze trochê ruin. Odnale¼li¶my 4 bunkry. Na ¶cianach jednego z nich Torsten odczyta³ nam ostrze¿enie przed paleniem ognisk w dzieñ, aby nie zdradziæ artylerii wroga swojej pozycji Dotarli¶my równie¿ do wie¿y obserwacyjnej, któr± dobrze widaæ p³yn±c zalewami. Najodwa¿niejsi weszli na górê pomimo tego, ¿e wie¿a trzeszcza³a i przechyla³a siê pod wp³ywem wiatru. Widok z wie¿y na okoliczne lasy jest godny zarekomendowania. Po drodze zawieruszy³ nam siê gdzie¶ kolega Bia³y, który w zapale podziwiania betonowych budowli zupe³nie o nas zapomnia³. Na szczê¶cie mieli¶my telefony i po godzinie byli¶my ju¿ w komplecie. Chodz±c w poszukiwaniu bunkrów natknêli¶my siê równie¿ na poligon - chyba czynny. Wokó³ niego le¿a³o pe³no militarnych ¶mieci - miny, pociski - Olek chcia³ nawet jedn± zabraæ ze sob±, ale nikt nie chcia³ wzi±æ jej do kajaka.
Wracaj±c ju¿ we wiosce wst±pili¶my do miejscowego baru na parê krzepi±cych, ma³ych browców, frytki oraz zapiekanki. A potem w lesie nazbierali¶my drzewa na wieczorne ognisko - drzewo by³o, bowiem towarem deficytowym na polu.
Tego dnia wieczór up³yn±³ pod has³em rozmów filozoficznych o ¿yciu, wszech¶wiecie, granicach mo¿liwo¶ci i barierach (bynajmniej nie d¼wiêku) - by³o mi³o, romantycznie, d³ugo nawet komary tej nocy nie przeszkadza³y.

¶roda 01.08.2001
Zalewy Nadarzyckie - Zdbice
Tego dnia rozpoczêli¶my zupe³nie inny etap rzeki. Le¶ny, trudniejszy technicznie, szybszy nurt, wiêcej przeszkód. I pogoda jakby siê troszkê pogorszy³a. Dzieñ zaczêli¶my od przenoski. Elektrownia przy Zalewie ma bardzo niedogodne miejsce do przenoszenia. Du¿o b³ota, mu³u... Robi±c nocleg w³a¶nie w tym miejscu mo¿na spokojniej zaplanowaæ sobie t± przenoskê. Jest to chyba wa¿ny argument za
pozostaniem w tym miejscu na noc.
Rano zaskoczy³ nas przelotny deszczyk, ale w parê minut pó¼niej s³oñce znowu królowa³o na niebie. Pierwsz± przenoska jest tu¿ przy polu biwakowym, a stanowi j± chyba te¿ poniemiecka elektrownia. Przenosiæ kajaki lew± stron± - zej¶cie do wody za elektrowni± jest do¶æ uci±¿liwe, ale bywa gorzej - trzeba uwa¿aæ na obuwie albowiem mo¿na je zostawiæ w ma³ym bagienku na samym ¶rodku trasy przenoski. Za tam± rzeka p³ynê³a spokojnie i by³a trochê zaro¶niêta. Nastêpn± przenosk± zaznaczon± na mapie na mapie by³y ruiny starego m³yna. Kajaki mo¿na by³o jednak delikatnie przepu¶ciæ przez ma³y jaz - aczkolwiek ¶lady na kamieniach ¶wiadczy³y o tym, ¿e byli te¿ i tacy (na bia³ych i niebieskich kajakach), którzy pokonali tê przeszkodê nie wysiadaj±c. Przep³ywaj±c przez Nadarzyce trzeba te¿ umiarkowanie uwa¿aæ przy pierwszym mo¶cie - s± tam mielizny i kamienie tworz±ce lekkie bystrze. Kolejn± zaznaczon± przenosk± mia³a byæ betonowa k³adka, któr± na nasze szczê¶cie kto¶ czê¶ciowo zdemontowa³ tworz±c po prawej stronie "wyrwê" akurat na przep³yniêcie
k ajakiem - z zachowaniem jednak ostro¿no¶ci przy sk³adakach - dno obfituje w przeró¿ne wioskowe ¶mieci.
Za Nadarzycami Pi³awa p³ynie wolno g³ównie przez las jednak przeszkód w postaci zwalonych drzew jest niewiele. Naszym utrapieniem na tym odcinku by³ jednak niski poziom wody (jak siê pó¼niej okaza³o spowodowany zamierzonym zmniejszeniem ilo¶ci wody wp³ywaj±cej do przepe³nionych lipcowymi powodziami na po³udniu Polski Warty i Odry), który powodowa³, ¿e wodorosty stworzy³y miêkki dywan, po którym z du¿ym trudem przepychali¶my kajaki. Gdzieniegdzie wodorostów by³o mniej i wówczas p³ynêli¶my swobodnie w innych miejscach z trudem odnajdywali¶my skrawki wody po¶ród zielonego g±szczu. W koñcu dotarli¶my do naszego celu - pola w Zdbicach. Pole to znajduje siê po prawej stronie i jest jedyne w swoim rodzaju chyba na skalê europejsk±.
To ma byæ ma³y, kameralny biwaczek. Mamy byæ na nim sami. Podobno. Pole nale¿y do Nadle¶nictwa Wa³cz. W pi±tek rano odstawiaj±c Shuya z Okiem samochód zajechali do Wa³cza. Wcze¶niej rozmawiali z Nadle¶niczym (tel. do nadle¶nictwa Wa³cz 067-250-08-94 - stan na 1 sierpnia 2001 roku) i jedynym sposobem na legalny nocleg by³o op³acenie wcze¶niej w kasie w Wa³czu biletów za nocleg. Kiedy mówi³em o absurdzie tego rozwi±zania, gdy¿ czêsto turysta urzeczony piêknem tego miejsca mo¿e zdecydowaæ siê na nocleg i zechce op³aciæ u le¶niczego, maj±cego swoj± siedzibê niedaleko biwaku, dowiedzia³em siê, ¿e prawo podatkowe (VAT) nakazuje utargi nabijaæ na kasê fiskaln± a ona
jest dopiero w Wa³czu. Nadle¶nictwo by³o nieub³agane a straszy³o przy tym nocnymi nalotami i sprawdzaniem biletów i wlepianiem kar. Dlatego zajechali¶my do Wa³cza i wykupili¶my noclegi. Byli¶my jedyni, którzy wykupili noclegi na ten czas na tym miejscu.
Dop³ywamy do miejsca a tam grupa m³odzie¿y i jaki¶ organizator sp³ywu zorganizowanego mówi, ¿eby¶my p³ynêli dalej, bo nie ma miejsca, gdy¿ on zajmuje dla ca³ego du¿ego sp³ywu. Oczywi¶cie nic nie zrobimy sobie z jego s³ów i zajmiemy czym prêdzej miejsca na namioty i kajaki. Gdy opowiadamy mu o naszych op³atach i do¶wiadczeniach z Nadle¶niczym, on postanawia co¶ za³atwiæ. Okazuje siê, ¿e flaszka dla Le¶niczego wszystko za³atwi³a. Zamiast spokojnego noclegu w cichym miejscu mamy t³ok jak w ¶rodku miasta. Rozgoryczeni tym faktem nawet nie rozpalamy ogniska, bo gdzie i choæ w t³oku i przy ¶wiecach mi³o spêdzili¶my ten wieczór i poszli¶my spaæ wcze¶niej.
Piszê o tym wszystkim, bo po raz kolejny okazuje siê, ¿e uczciwym chyba na tym ¶wiecie byæ nie warto. A o prawdziwo¶ci mych s³ów niech za¶wiadcz± zdjêcia z tego miejsca, gdzie widaæ, ¿e ca³e pole jest wype³nione lud¼mi - skonfrontowane z zeszytem op³at w Nadle¶nictwie. Oprócz nas to chyba oficjalnie nikt tam nie by³ i pewnie tak jak my inni ludzie dowiaduj± siê, ¿e to takie ciche nieuczêszczane miejsce...
Panie Nadle¶niczy, kup Pan kasê fiskaln± Le¶niczemu, przynajmniej nie bêdziesz Pan cz³owieka rozpijaæ, nie bêdziesz Pan kusi³ cz³owieka do przyw³aszczania Nadle¶niczych nale¿no¶ci, a przy okazji kilka groszy do kasy wpadnie i pozna Pan w³a¶ciwy obraz, co siê u Pana w tym Nadle¶nictwie dzieje!!! W tym miejscu powinny byæ jeszcze ze 2 pola, bo to dobre miejsce do noclegu po wyp³yniêciu z Nadarzyc!!!
Oprócz tego, ¿e pole nie oferuje nic oprócz ogrodzenia i parszywie nierównego pod³o¿a, pole to jak siê okazuje jest jedynym legalnym polem na odcinku od Nadarzyc do Szwecji.

czwartek 02.08.2001
Zdbice - czo³g - G³owaczewo
Przed wyp³yniêciem silna grupa pod wezwaniem postanowi³a przej¶æ siê do Zdbic, aby zobaczyæ muzeum Walk o Wa³ Pomorski i skansen. W tym miejscu o 1945 r. Wojsko Polskie prze³ama³o wa³ pomorski. Z pola biwakowego do wioski jest jakie¶ 20-30 minut szybkiego marszu do¶æ prost± drog±. Muzeum jest ma³e, a ekspozycje to g³ównie broñ, dokumenty, rzeczy osobiste ¿o³nierzy, a tak¿e du¿o map pogl±dowych. Dla kogo¶, kto siê interesuje histori± wa³u pomorski muzeum jest obowi±zkowym punktem programu. Wizyta u¶wiadamia sporo i inaczej siê patrzy na lasy wokó³ Pi³awy. W muzeum stoi wypchany ¿ubr. Zosta³ on odstrzelony za zgod± ministra ¶rodowiska, gdy¿ mia³ z³aman± nogê i mêczy³ siê po lasach. Nogê z³ama³ sobie w zderzeniu noc± z samochodem. O losach samochodu, kierowcy i
pasa¿erów brak informacji.
Z muzeum przeszli¶my do skansenu, obejrzeli¶my czo³g kilka armat i pokrêcili¶my siê jeszcze po okolicznym lesie w poszukiwaniu jaki¶ umocnieñ z raczej miernym skutkiem.
W drodze powrotnej zliczyli¶my niespodziewanie bar w Zdbicach. Poniewa¿ nie by³o jeszcze po³udnia a pogoda by³a przepiêkna nie wypada³o nie wst±piæ na ma³e jasne. Zwrot akcji zaskoczy³ wszystkich po pierwszej kolejce wjecha³a kolejna kolejka. Potem Szuja zaproponowa³ zak³ad, postawi³ Gosi litr piwa, ale pod warunkiem, ¿e sama go wypije. Gosia do piwoszy nie nale¿y, a pikanterii dodawa³o to, ¿e owo piwo by³o w jednym, du¿ym kuflu wiêkszym ni¿ g³owa Gosi. Doping by³, kolejna kolejka równie¿, po niej nastêpna i gdyby nie fakt, ¿e musieli¶my przep³yn±æ jeszcze jakie¶ 13 km z dwoma przenoskami pewnie zabawa trwa³a by do wieczora, bowiem zimne piwo wchodzi³o jak nigdy. W bardzo weso³ych humorach dotoczyli¶my siê do obozu (pomijam tu naprê¿enie Cypisa jako fakt ma³o zabawny) gdzie czekali na nas ju¿ nieco zaniepokojeni Ania z Iskr±.
Potem szybkie w miarê mo¿liwo¶ci pakowanie i na wodê. Ale¿ ciê¿ko siê wios³owa³o. Okaza³o siê, ¿e przed nami by³ jeden z ciê¿szych odcinków tego sp³ywu. Le¶ne odcinki z przeszkodami wymagaj±cymi uwagi.
Pi³awa poni¿ej Zdbic p³ynie do¶æ szybko jednak przy niskim poziomie wody wodorosty znacznie utrudniaj± p³yniêcie. Po obu brzegach rzekê porasta las. Po kilku kilometrach dop³ynêli¶my do Szwecji. Na mapie w Szwecji jest zaznaczona przenoska w rzeczywisto¶ci jest to kamienno-betonowy murek, który przy wy¿szym poziomie wody mo¿na przep³yn±æ - zachowuj±c przy tym jednak du¿o ostro¿no¶ci. W Szwecji zrobili¶my zakupy i ruszyli¶my dalej. Niedaleko przenoski spotkali¶my ORMO-wca w mundurze pilnuj±cego porz±dku na mo¶cie. Niestety Szwecja jest tym przyk³adem miejscowo¶ci, w których rzeka s³u¿y mieszkañcom za miejscowy ¶mietnik, zatem przep³ywaj±c przez ni± radzê byæ czujnym ¿eby przypadkiem nie wpa¶æ na star± lodówkê albo ko³o od ci±gnika. Za Szwecj± Pi³awa p³ynie ³±k± potem zaczyna siê las. W wodzie jest trochê zwalonych drzew. Na tym odcinku Ania i Iskra z³apali dziurê - ca³a sytuacja by³a z reszt± do¶æ dramatyczna albowiem mia³a miejsce w fatalnym otoczeniu, po obu stronach brzeg by³ bardzo stromy i mocno zaro¶niêty. Dziura te¿ nie by³a ma³a i dalsze p³yniêcie nie by³o mo¿liwe - ca³e szczê¶cie, ¿e w wodzie le¿a³o przewrócone do¶æ grube drzewo, na które Iskra wraz z Ani± mogli wysi±¶æ, wypakowaæ czê¶æ rzeczy i prowizorycznie za³ataæ dziurê. Poniewa¿ do biwaku zosta³o nam niewiele rozdzielili¶my rzeczy po kajakach, a Ania dosiad³a siê "na trzeci±" do Magdy i Olka. Iskra prawe nieobci±¿onym kajakiem mia³ o wiele wiêksze szanse na dop³yniêcie.
Przed G³owaczewem dop³ynêli¶my do pstr±garni gdzie czeka³a nas przenoska. Miejsce do przenoski fatalne - po lewej stronie w±ski ok. 1 metra pas brzegu pomiêdzy betonow± tam±, a gêstymi krzakami. W³a¶ciwie trzeba wysuwaæ kajaki pojedynczo na brzeg a potem przenosiæ na drug± stronê - z reszt± równie nieprzyjazn±. Z uwagi jednak na fakt, ¿e mieli¶my dziurê i ka¿dy by³ bardzo zadaniowo nastawiony do przenoski ca³o¶æ posz³a nam bardzo szybko. Dop³ynêli¶my do G³owaczewa i teraz musieli¶my tylko znale¼æ biwak - co nie by³o wcale takie proste. Z brzegu, bêd±c na wypadzie przedsp³ywowym wiedzieli¶my go bardzo dobrze, z wody okaza³o siê to trochê trudniejsze. Biwak by³ po prawej stronie dobrych kilkaset metrów od mostu na terenie nale¿±cym do pensjonatu nad Pi³aw±. Szybko wypakowali¶my siê na brzeg. Na biwaku by³o rozbitych ju¿ kilka sp³ywów, ale bez problemu znale¼li¶my miejsce dla siebie. Uwaga, w okolicznym barze dania serwuje siê jedynie od 18. Potem tylko napoje. Przekonali siê o tym niektórzy z nas, chc±cy mieæ choæ raz spokój z gotowaniem. Obiado-kolacjê gotowali¶my sobie ju¿ po ciemku, jednocze¶nie panowie próbowali rozpaliæ ognisko z nêdznych resztek drewna pozostawionego przez inne sp³ywy. W koñcu ogieñ zap³on±³. Tego wieczoru dojecha³a do na Uli z Berlina - sprawiaj±c nam wszystkim niebywa³a rado¶æ. Dzielna niemiecka kobieta odnalaz³a w obcym kraju jedynie s³uszn± drogê i pomimo zerwanej ³±czno¶ci komórkowej odnalaz³a nas na tym za¶cianku Europy. Dzieñ nas mocno zmêczy³ i poszli¶my do¶æ szybko spaæ.

pi±tek 03.08.2001
G³owaczewo - Krêpsko
Ten dzieñ dostarczy³ nam wielu emocji. ¿al tylko Uli, ledwo przyjecha³a, ju¿ dozna³a mocy wra¿eñ.
Dzieñ wsta³ niezbyt s³oneczny - by³o ciep³o, ale niebo zasnu³a lekka mgie³ka. Wia³ te¿ do¶æ mocny wiatr, który osypywa³ tysi±cami nasiona z rosn±cych przy polu brzóz. Poranek by³ bardzo pracowity dla wszystkich. Uli i Torsten sk³adali jedynkê i rozk³adali kajak dwuosobowy, Iskra klei³ dziurê w kajaku, a Cypis klei³ dziurê w namiocie.
Torsten z³o¿y³ swoj± jedynkê, zapakowa³ do samochodu i pojecha³ ze mn± (z Shuy±) do Tarnowa do Pana Obrockiego zostawiæ bezpiecznie swoje auto. Tego dnia przyjecha³a telewizja krêciæ film o okolicznych szlakach kajakowych i walorach tamtejszych okolic (na zlecenie lokalnej telewizji). Nasz sp³yw mia³ wyst±piæ nawet jako przypadkowo przep³ywaj±cy i rado¶nie machaj±cy kajakarze. Gdy poinformowa³em o nadarzaj±cej siê okazji stania siê
drugoplanowymi bohaterami krêconego filmu, pocz±tkowo wszyscy przyjêli to obojêtnie, gdy jednak wrócili¶my z Torstenem po odstawieniu samochodu (filmowcy podrzucili nas 5 km swoim autem) dziewczyny mia³y ju¿ umyte w³osy, ch³opcy ¶wie¿e koszulki a Bia³y nawet zmieni³ gacie. Tak na wszelki wypadek, bo kto wie kto nas bêdzie ogl±da³ w TV...?
Ledwo zwodowali¶my kajaki, nagle woda pojawi³a siê w kajaku niemieckim. Pu¶ci³a stara ³ata. Kajak z wody, suszenie, klejenie. Wyruszyli¶my po 40 minutach i inna grupa nas uprzedzi³a i to ona zosta³± sfilmowana. Nie zostali¶my gwiazdami filmowymi, ale nic to, byli¶my umówieni na rybê - pstr±ga specjalno¶æ Pana Obrockiego. Poprzedniego roku na Rurzycy mieli¶my mo¿liwo¶æ skosztowania, Palce lizaæ, dlatego tego roku wszyscy siê zdecydowali. Wieczorem mamy rybê i w koñcu nie bêdziemy gotowali. Nocleg mieli¶my umówiony w³a¶nie na polu P. Obrockiego w Krêpsku.
Wyp³ywali¶my z pola jako ostatni sp³yw. Tego dnia mieli¶my do przep³yniêcia oko³o 14 km, po drodze musieli¶my zrobiæ zakupy, bo tam gdzie nocowali¶my nie by³o sklepu. Pi³awa do Czechynia p³ynie po terenie ³±kowo-le¶nym. Po drodze zdarzaj± siê zwalone drzewa czasami nawet wiêksze zwa³owiska wymagaj±ce wysiadania z kajaka. Tu¿ przed samym Czechyniem znajduje siê próg usypany z kamieni i g³azów - mo¿liwy do przep³yniêcia jednak z trzeba uwa¿aæ - Olek i Magda rozwalili sobie na tym progu ster. Zaraz za progiem jest mielizna po prawej stronie i dobre miejsce na dobicie do brzegu. Tam te¿ zacumowali¶my i poszli¶my zrobiæ zakupy do pobliskiego sklepu. Sklep by³ nam znany ju¿ ze sp³ywu, Rurzyc±, która p³ynie równolegle do Pi³awy. "Sklep" z reszt± to jest za du¿o powiedziane, ale podstawowe zaopatrzenie jest a to najwa¿niejsze.
Zaraz za mostem jest te¿ ma³e bystrze w kamieniami w wodzie, które mo¿na przep³yn±æ, ale poniewa¿ nasze sk³adaki by³y obci±¿one zakupami woleli¶my je spokojnie przeprowadziæ.
Pogoda lekko siê popsu³a, co prawda by³o nadal ciep³o, ale nie by³o ju¿ s³oñca. Za Czechyniem zauwa¿yli¶my, ¿e poziom wody w rzece jest mocno obni¿ony rzeka miejscami p³ynê³a do¶æ szybko, a dno kajaka do¶æ czêsto szorowa³o o dno. Tu¿ przed Zabrodziem wp³ynêli¶my na fragment rzeki gdzie dno by³o bardzo piaszczyste i jednocze¶nie by³o bardzo p³ytko. Miejscami ¿eby p³yn±æ musieli¶my wychodziæ z kajaków. Ca³o¶æ utrudnia³o jeszcze to, ¿e dno nie by³o stabilne - czêsto wpadali¶my po kolana w piasek - niczym w "ruchome paski". W pewnym momencie, nagle skoñczy³o siê piaszczyste dno i zaczê³a siê g³êbia, zacz±³ siê zalew, który kiedy¶ by³ zdecydowanie wiêkszy - teraz rzeka p³ynê³a jego ¶rodkiem meandruj±c pomiêdzy ³achami b³ota i trzcin. Tu wyra¼nie by³ widoczny spadek poziomu wody - rzeka w³a¶ciwie p³ynê³a najg³êbszym miejscem zalewu. Im dalej tym ró¿nice w poziomie wody by³y wyra¼niejsze. Mijali¶my po oby stronach pomosty wêdkarzy, które kiedy¶ by³y wodzie a teraz sta³y smutno na ³achach br±zowo-czarnego szlamu. Krajobraz wygl±da³ tak jakby kto¶ przed kilkoma minutami wyj±³ korek i wypu¶ci³ czê¶æ wody z zalewu.
Dop³ynêli¶my w koñcu do tamy wieñcz±cej zalew. I w³a¶ciwie od tego momentu zacz±³ siê najgorszy dzieñ sp³ywu.
Najpierw okaza³o siê, ¿e za tam± poziom wody jest bardzo niski, a kana³ jest trochê zaro¶niêty. Wodowanie kajaków te¿ by³o bardzo uci±¿liwe, bowiem pionowe ¶ciany kana³u mia³y z dobre 180 cm wysoko¶ci. Na szczê¶cie w kanale wody by³o ledwo pod kolana i mo¿na by³o w nim brodziæ. Przy wnoszeniu jednego z kajaków Bia³y opar³ nogê o niezbyt pewny pieniek po starym drzewie i run±³ do wody ze sporej wysoko¶ci. Mia³ bardzo du¿o szczê¶cia, bo tylko parê cm dzieli³o go od nadziania siê na podwodny ko³ek.
Po przep³yniêciu kilkunastu metrów okaza³o siê, ¿e musimy wysi±¶æ z kajaków i zacz±æ je holowaæ wody by³o zaledwie na 10-15 cm. Dno usiane by³o kamieniami na szczê¶cie po kolejnych kilkunastu metrach wody trochê przyby³o i mo¿na by³o powolutku wskakiwaæ do kajaków. Niestety w miêdzyczasie popsu³a siê pogoda - co prawda nie pada³o, ale poch³odnia³o i niebo zasnu³y szare chmury. Do Krêpska zosta³o nam do przep³yniêcia oko³o 5 km zaczêli¶my wiêc ambitnie wios³owaæ ¿eby uciec przed burz±. Po drodze przebili¶my siê przez parê bystrzy z bardzo kamienistym dnem - za ka¿dym razem, kiedy jaki¶ wiêkszy kamieñ prze¶lizgiwa³ siê po dni mojego sk³adaka zastanawia³em siê czy z³apiemy dziurê czy nie. Niski poziom wody spowodowa³, ¿e owe bystrza sta³y siê niebezpieczne dla sk³adaków. Minêli¶my Zabrodzie i biwak indiañski i po prawej stronie wyp³yw Dobrzycy. S³yszeli¶my ju¿ grzmoty za naszymi plecami a niebo zrobi³o siê ciemno-szare. Dop³ywali¶my ju¿ do mostu kolejowego trasy Pi³a - Jastrowie, kiedy na naszej trasie tu¿ za zakrêtem
pojawi³o siê niegro¼nie na pierwszy rzut oka zwa³owisko kilku drzew. Po podp³yniêciu okaza³o siê, ¿e nurt jest bardzo bystry. Który¶ z kajaków utkn± na przewalonym w poprzek nurtu drzewie - reszta zaczê³a dobijaæ. To by³ moment - us³yszeli¶my tylko plusk, po czym zobaczyli¶my Uli i Torstena w wodzie ich kolorowe rzeczy p³yn±ce wraz z nurtem. Nie my¶l±c wiele zaczêli¶my je wy³awiaæ. Uli i Torsten z³apali klasyczn± wywrotkê. Ca³e szczê¶cie, ¿e w miejscu gdzie nie by³o bardzo g³êboko. Wziêli¶my ich rzeczy do naszych kajaków, po czym odwrócili¶my w czterech kajak i wylali¶my z niego wodê. I jak by by³o ma³o lun±³ deszcz - szybko spakowali¶my siê i ostro¿nie przeprawili przez zwa³owisko.
Nagle zrobi³o siê ciemno, a deszcz la³ z tak± si³±, ¿e w³a¶ciwie tworzy³ ¶cianê wodn±. Iskry i Olki pop³ynêli przodem i stracili¶my z nimi kontakt. Pamiêtam, ¿e jak wp³ywa³em pod do¶æ potê¿ny, kamienno-ceglany most kolejowy nie widzia³em absolutnie nic. Ze sporym strachem, bowiem do¶wiadczenie nauczy³o mnie, ¿e zwykle w nurcie pod mostem znajduj± siê jakie¶ pozosta³o¶ci po jego budowie albo poprzedniku mocno hamowa³em kajak ¿eby zminimalizowaæ impet ewentualnego uderzenia. Jak wyp³ynêli¶my wko³o nasz szala³a burza, a zaraz za mostem rozpoczyna³ siê las i znajdowa³o siê spore bystrze z kamienistym dnem. Deszcz zlewa³ mi oczy i w³a¶ciwie p³yn±³em po omacku, parê razy obróci³o nas prawie na kamieniach. Postanowi³em dobiæ do brzegu jak dobijali¶my widzia³em przez mg³ê jak minêli nas Szuja z Bia³ym,
krzykn±³em ¿eby siê zatrzymali. W tym czasie zaczê³y biæ pioruny - my¶leli¶my, ¿e zaraz który¶ z nich w nas trafi. Zobaczyli¶my jak Szuja i Bia³y dobili do brzegi kilkana¶cie metrów przed nami - podp³ynêli¶my i dobili¶my do nich. Potem dop³ynêli Uli i Torsten. Przycumowali¶my kajaki i zbili¶my siê w kupkê na brzegu oczekuj±c a¿ nawa³nica trochê zel¿eje. Najgorsze by³o to ze dzieñ zbli¿a³ siê ku koñcowi i nie mieli¶my zbyt wiele czasu na "czekanie". Teren woko³o nas te¿ nie sprzyja³ biwakowi - krzaki, podmok³y teren i stroma skarpa. Zastanawiali¶my siê, co robiæ marzn±æ i modl±c siê ¿eby piorun w nas nie trafi³. Dodatkowo nie wiedzieli¶my, co dzia³o siê z Iskrami i Olkami. Zdali¶my sobie wtedy wszyscy sprawê, jaka przyroda jest potê¿na i jak my od niej uzale¿nieni. W koñcu deszcz trochê zel¿a³ -
postanowili¶my wolno p³yn±æ. Do biwaku zosta³o, bowiem jakie¶ 1,5 -2 km, a tam czeka³y na nas wiaty. Po kilkunastu metrach spotkali¶my Iskrów, którzy te¿ dobili do brzegu ¿eby przeczekaæ burzê. Do³±czyli do nas i p³ynêli¶my ju¿ razem zwart± kup±. Deszcz powoli mala³. Po kilkuset metrach spotkali¶my Olków, którzy ju¿ rozbijali namiot na polance. Krzyknêli¶my ¿eby do nas dobili, bo cel naszej drogi - biwak w Krêpsku ju¿ jest niedaleko. Po kilkunastu minutach dobijali¶my ju¿ do brzegu i wypakowywali¶my rzeczy pod suche wiaty, gdzie czekali s±siedzi z poprzedniego noclegu ze zdziwion± min±, przecie¿ zapowiadali ulewy pod wieczór?! Mo¿e, ale nam nikt nie zapowiedzia³.
Ale to jeszcze nie koniec - okaza³o siê bowiem, ¿e po wypakowaniu rzeczy kajak Iskrów znikn±³ - odp³yn±³ z biegiem rzeki. Najprawdopodobniej by³ za s³abo przywi±zany. Iskra z Shuy± wskoczyli w kajak Ola i szybko pop³ynêli w dó³ Pi³awy. Po kilkudziesiêciu metrach znale¼li kajak - ca³y i zdrowy - na szczê¶cie utkn±³ niegro¼nie na jednej z przeszkód. Rozbili¶my namioty i przebrawszy siê w suche rzeczy (ca³e szczê¶cie, ¿e takie siê uchowa³y) zasiedli¶my ju¿ po ciemku do przyrz±dzania obiado-kolacji. Okaza³o siê te¿, ¿e z powodu ulewy nie mo¿na by³o upiec nam ryb i znowu kolacja we w³asnym zakresie. Bez ogniska, jedynie wokó³ ¶wieczek posiedzieli¶my i pogadali¶my i... spaæ po ciê¿kim dniu.

sobota 04.08.2001
Krêpsko - Dobrzyca
Tego dnia na niebie panowa³o lekki zachmurzenie, ale na szczê¶cie nie pada³o. Rano po ¶niadaniu Shuya, Olek i Torsten
poszli po samochody do P. Obrockiego do Tarnowa. Do Dobrzycy postanowili¶my sp³yn±æ bez baga¿y pozostawiaj±c je w samochodach. Panowie przeprowadzili potem jeden samochód do Dobrzycy a drugi pozosta³ w Krêpsku. Z Krêpska do Dobrzycy jest oko³o 5 kilometrów. Ostatni odcinek sp³ywu Pi³aw± pokonali¶my bez baga¿u, lekkimi kajakami. Trasa jest bardzo malownicza bez wiêkszych przeszkód, po drodze minêli¶my kilka zwalonych drzew, ale nie by³o k³opotu z ich ominiêciem.
Ten odcinek to mi³y i przyjemny kawa³em akurat na godzinkê p³yniêcia. My jednak nie chcieli¶my zbyt szybko koñczyæ tego sp³ywu i zabra³o nam to ok. 3 godzin. Odcinek ten znali¶my z Gwdy-epilogu. Wtedy p³ynêli¶my z baga¿ami pod pr±d, teraz bez baga¿y, z pr±dem po znanej rzece.
W Dobrzycy dobili¶my do dzikiego pola biwakowego po prawej stronie jakie¶ 200 metrów przed uj¶ciem Pi³awy do Gwdy. Szybko wysiedli¶my i robili¶my namioty. Iskra i Cypis pop³ynêli po drewno na drugi brzeg i rozpoczêli¶my przygotowania do imprezy po¿egnalnej. Wskazówka dla innych. Po prawej stronie rzeki, gdzie znajduje siê to miejsce, drewno jest wyzbierane. Kto¶ pojecha³ po kie³baski i piwko a Uli mia³a fazê na r±banie drewna. Na szczê¶cie wieczorem wypogodzi³o siê i wysz³o nawet s³oñce. Wkrótce zap³onê³o ognisko i przy d¼wiêkach gitary ¶piewali¶my i bawili¶my siê a¿ Bia³y swoim charakterystycznym niekontrolowanym padem da³ znaæ do zakoñczenia imprezy. Wszyscy przyznali, ¿e by³o to chyba najsympatyczniejsze ognisko tego sp³ywu.

niedziale 05.08.2001
Dobrzyca - powrót do domu
Tego dnia wcze¶nie wstali¶my, 3-miejska ekipa mia³a transport na 10 rano. Po ich wyje¼dzie Szczecin i Berlin wyjechali a deszcz jakby od smutku zacz±³ padaæ.