Rzeka Obra bardzo mnie oczarowała. Spodziewałem
się średniej wielkości kanału płynącego wartkim nurtem głównie w linii prostej.
Lecz Obra to bardzo malownicza rzeka, wijąca się głównie na obszarach leśnych.
Warto było nią popłynąć. Jak wynika z jednego opisu znalezionego w internecie,
przez Jezioro Wielkie nie można przepłynąć do końca czerwca, gdyż znajduje
się tam rezerwat ptaków. W związku z powyższym rozpoczęliśmy naszą przygodę
z Obrą od pola biwakowego za Rybojadami. Leśne pole biwakowe przy drodze
na trasie Pszczew - Rybojady zarządzane jest przez Pana Ottera (0600 194
885). Facet jest bardzo miły, w początkowej fazie rozmów, gdy jeszcze nie
dotarła cała nasza ekipa, a siedziałem tylko z Madzią, po dłuższej rozmowie
o życiu, rzekach, spływach i turystyce, chciał nam odpuścić opłaty, które
i tak nie były za wysokie (2,80 za osobę + 2,40 za namiot). Jednak gdy zapytałem
o możliwość przechowania samochodów i wyszło, że to nie jest spływ małżeństwa
po rozwodzie (gdy przyjechał zastał mnie z Madzią, jeden kajak, a rozbite
2 namioty!) zaproponował, że nas skasuje według cennika a samochody przechowa
u siebie przy domu za darmo, dodatkowo odwiózł naszych kierowców na miejsce
startu. Piszę o tym wszystkim, by przedstawić Pana Ottera w bardzo korzystnym
świetle, bo człowiek tego wart! |
sobota 7. czerwca
Spływ rozpoczęliśmy o 11.45, czekaliśmy na
Sebastiana, który właśnie przyjechał z Niemiec, zanim
dojechał, rozłożył kajak, odstawił samochód
minęło trochę czasu. Rzeka miała bardzo wysoką
temperaturę. Od 3 tygodni panował upał i ani razu nie padało,
miało to też inne negatywne konsekwencje, zakaz palenia ognia
w lesie oraz bardzo niski poziom wody. Na rzece każda przeszkoda
była nasza, przez każde zwalone drzewo na całej szerokości
trzeba było się ocierać! Ale za to przepływaliśmy
pod przeszkodami, które sprawiały trudności innym kajakarzom
płynącym w mokrej porze. Na miejscu startu dno było bardzo
muliste, przy tym toczyła się tam zajadła wojna pijawek
wielkości małego palca u ręki ze ślimakami, wejście do wody wręcz niemo¿liwe,
dlatego wsuwaliśmy kajaki do wody uprzednio zapakowane na brzegu. Poprzedniego
wieczora bardzo przydał nam się turystyczny prysznic Moniki, wsiadłem na
kajak Olka i napełniłem go na środku rzeki, tak więc nikt nie musiał się
zmagaæ z mułem, pijawkami i przybrzeżnymi komarami, by umyæ
ręce czy kubek.
Po wypłynięciu rzeka malowniczo płynęła wzdłuż
lasu a ja uczyłem się płynąć na jedynce. Dotychczas
miałem możliwość pływania tylko na 2-osobowych
kajakach. Różnica jest znaczna. Kajak jest lżejszy
i krótszy, przez
co jest bardziej zwrotny a przy tym podatny na znoszenie na zakrętach.
Szybciej reaguje na czynności kajakarza. Na szczęście na
początkowym odcinku nie było zbyt wielu przeszkód, więc
szybko zmieniłem stare przyzwyczajenia. Odcinek 6-km do Leśniczówki
niedaleko Siercza pokonaliśmy w godzinę (koło leśniczówki
ładne miejsce na nocleg) i dalszy odcinek do Policka w kolejną
godzinę. Rzeka na tej trasie jest bardzo łatwa, bez większych
zakrętów i przeszkód. O godz. 14 stawiliśmy się
w Policku w szkole podstawowej do głosowania w Referendum Unijnym.
Okazało się, ¿e byliśmy jednymi z pierwszych głosujących.
W małych wioskach do głosowania idzie się zwykle po kościele
w niedzielę. Zaliczyliśmy przy okazji sklep spo¿ywczy
i w drogę. Za Polickiem rzeka zmieniła trochę swój
charakter. Zaczęła bardziej meandrowaæ, więcej
zwalonych drzew znajdowało się w wodzie. Stało się
jasne, że tego dnia na pewno nie dopłyniemy do Gorzycy. Nagle
pojawiła się tabliczka: Pole biwakowe Gorzyca 5 h. I wszystko
stało się jasne. Zatem pozostał nam scenariusz awaryjny:
nocleg w ¯ółwinie gdzie według opisów internetowych
powinno być jakieś pole biwakowe. Dopłynęliśmy
do ¯ółwina i nie znaleźliśmy żadnego ładnego
miejsca. Zrobiła się już 19. £adne pole znajduje
się ok. 2 km dalej za wioską po lewej stronie niedaleko Obrzycy.
Jedna część pola znajduje się przy rzece, ale teren
jest tu średnio-równy, zarośnięty i obfitujący
w komary, nieco powyżej po schodkach jest duża równa
polana a miejscem na jakieś 50 namiotów. Obok znajduje się
ośrodek wypoczynkowy składający się z drewnianych domków
i murowanego kompleksu sanitarnego z kibelkami i prysznicami. Niegdyś
czytając opis Obry w internecie dziwiłem się, czemu dla
uczestników spływu
prysznic jest tak ważnym elementem. Teraz rozumiem. Rzeka ma bardzo
niedogodne wejścia do wody. Przede wszystkim muł z pijawkami!
Dlatego raczej nie ma mowy o kąpieli w rzece, no chyba, że z
pomostu! Dlatego na tego typu rzece przydaje się prysznic (stacjonarny
lub przenośny). Po negocjacjach z właścicielem spuścił
nam cenę z 5 do 4 zł. za osobę i rozbiliśmy się
na miejscu powyżej. Ciepłej wody pod prysznicami już
nie było, ale po upalnym dniu chłodna też była super!
Kolacyjka i ognicho! Pograliśmy z Cypisem na gitarkach, upiekliśmy
kiełbach, Sebastian odpalił beczułkę piwka, Niemcy
odkorkowali EU-ropejskie wina. Powyliśmy do księżyca we
wszystkich znanych językach (Rakieta) i udaliśmy się na
zasłużony odpoczynek!
niedziela 8. czerwca
Drugi dzień płynięcia. Upał. Nie można
wyjść na słońce, tak gorąco. A przed nami kawał
drogi. Jakoś udało nam się przed 12 wyruszyć. Przy
rzece z obu stron rośnie dużo drzew, patrząc na mapę
kajakarz spodziewa się otwartych przestrzeni, jednak drzewa doskonale
wypełniły przestrzeń wzdłuż rzeki i dały
nam tego dnia bardzo dużo cienia. Po godzinie płynięcia
osiągnęliśmy Międzyrzecz. Zatrzymaliśmy się
po lewej stronie przy moście. Po przejściu przez most ok. 100
m dalej Netto. Lody, piwo, napoje, zakupy i dalej w drogę. Po kolejnej
godzinie Święty Wojciech. Ładny drewniany most nad rzeką
prowadzący do kościółka położonego nieopodal.
20 min. drogi dalej z prawej
strony niezłe miejsce na biwak. My jednak płyniemy dalej. Zaczynają
się liczne przeszkody, lecz mo¿liwe do pokonania bez konieczności
wyciągania kajaka z wody, choæ często trzeba wychodziæ
z kajaka. Niski poziom wody nie pozwala pokonaæ ich w kajaku. Trzeba
przesuwaæ kajaki ponad zwalonymi drzewami. Ale są te¿
zmyślnie wyryte w ziemi kanały wokół drzew wskazujące,
¿e ktoś jednak zadaje sobie trud, by uczyniæ Obrę
rzeką przyjazną dla kajakarzy. Po drodze spotykamy co godzinę
tabliczki odmierzające odległośæ w godzinach do pola
biwakowego w Gorzycy. O ile na początku odległości się
zgadzały, to odcinek od 2 h do 1 h pokonaliśmy w 15 min. Dalej
jednak płynęliśmy godzinę. Ten odcinek był bardzo
malowniczy,
rzeka cudnie wiła się w lesie, woda bardzo ciepła i czysta,
jednak szlak dosyæ ucią¿liwy, mo¿e ze względu
na poziom wody. Gorzycę osiągnęliśmy ok. 17. Jest
tam ładne miejsce do kąpieli w rzece, sam biwak to bardzo du¿a
polana z ładnie przystrzy¿oną trawką oraz zadaszonymi
stoliczkami. Co ciekawe, zwalone wzdłu¿ rzeki drzewo, które
według opisów innych kajakarzy zmusza do przenoszenia kajaków
brzegiem, co w konsekwencji powoduje, ¿e pozostaje się tu na
noc, w dniach naszego spływu znajdowało się ok. 1,5 m ponad
poziomem rzeki, tak więc nie trzeba było nawet się schlaæ,
by pod nim przepłynąæ. Postanowiliśmy płynąæ
dalej do zalewu. Po godzinie płynięcia w dalej dośæ
ucią¿liwych warunkach rzeka nam odpuściła, zaczęła
się wolna
poszerzać i skończyły się przeszkody. Na brzegach
nie było widocznych różnic wody, co sugerowało,
że znajdujemy się na zalewie. Około 20 znaleźliśmy
piękne, dzikie miejsce na nocleg. Z lewej strony rzeki ładne
miejsce w lesie a od brzegu wychodził długi, ok. 12 m drewniany
pomost. Pozwoliło nam to uniknąć kontaktu nóg z mulistym
dnem i wysiadanie oraz kąpiele bezpośrednio z pomostu. Cały
wieczór i pół nocy spędziliśmy zresztą
właśnie na tym pięknym pomoście, słuchając
rechotania żab i śpiewu ptaków. O ognisku na pomoście
nie było mowy. A Magda z Olkiem rozbili sobie na nim namiot i tam pozostali
na noc. Około północy burza wykurzyła nas do namiotów
na lądzie, jednak Madzia z Olkiem to twardziele i pomimo burzy, deszczu
i wiatru pozostali na pomoście. Mi zaś cudnie zasypiało się
gdy powietrze stało się wilgotne a deszcz miarowo ocierał
się o tropik namiotu.
poniedziałek 9. czerwca
Rano przywitało nas słońce. Ciepło, ale
nie tak już gorąco jak poprzednio. Po śniadaniu na pomoście
i porannej kąpieli zapakowaliśmy się do kajaków i
drogę. Płynięcie zalewem to czysty relaks, jedyną
uciążliwością mógł być co najwyżej
wiatr Na środku zalewu odbiliśmy na Chycinę. Po półgodzinnym
wiosłowaniu najpierw zalewem, potem pod lekki prąd bardzo czystą
rzeką dopłynęliśmy do pięknego, czystego i ciepłego
jeziorka. Dobiliśmy ok. 200 m od ujścia rzeki z jeziora po lewej
stronie tam, gdzie jest pole biwakowe na górze. Kąpiel w jeziorze,
ładne, piaszczyste wejście, kawa, ciastka, relaks i powrót
najpierw na rzekę Jeziorną a następnie na zalew. Ostatni
odcinek do zapory i elektrowni pokonaliśmy tak, jakbyśmy nie chcieli
dopłynąć już do końca naszego spływu.
Choć przenoska jest z prawej strony zapory, my dobiliśmy z lewej,
gdyż jest tam ładna plaża ośrodka wypoczynkowego.
Ładne wejście do wody, ładna trawa na suszenie i rozkładanie
kajaków. Kierowcy poszli po auta a reszta ekipy zajęła
się składaniem sprzętu. Jedyny problem stanowi elektroniczny
klucz do bramy by wjechać na teren ośrodka i elektrowni. Udało
mi się go zdobyć od pani mieszkającej przy ośrodku.
Jeśli drogi odwiedzający moją stronę będziesz
potrzebował dostać się na teren elektrowni, dojeżdżając
z zewnątrz do bramy udaj się w lewo, tam jest ładne gospodarstwo
i bardzo miła Pani. Kiedyś zaufała osobie, którą
pierwszy raz widziała na oczy - czyli mi - i pożyczyła
mi swój klucz na pół dnia. Kiedy już przyjechała
nasza ekipa, zapakowaliśmy auta i wróciliśmy do naszych
domów, rozjeżdżając się na 3 strony świata:
na wschód Gdańsk, na zachód Berlin i na północ
Szczecin. Ja pamiętałem i oddałem pani klucz.
Na koniec podsumowanie:
- Nie udało nam się zrealizować planu, by pierwszego
dnia dotrzeć do Gorzycy z Trzeciela. Lecz przy wyższym poziomie wody uważam
to za całkiem osiągalne, trzeba jednak wypłynąć przed 11 i nie zatrzymywać
się w Policku na referendum i Międzyrzeczu na lody.
- Gdybyśmy wypłynęli godzinę wcześniej lub poświęcili mniej czasu przerwie
w Międzyrzeczu, drugiego dnia mogliśmy dopłynąć do biwaku w Chycinie,
jednak warto było zostać na pomoście.
- Ostatni planowany odcinek do Starego Dworka mógłby dojść do skutku
jedynie przy wyższym poziomie rzeki. Jak dowiedziałem się od właściciela
pola koło Obrzycy poziom jest niski i jest tam sporo przeszkód. Jednak:
- Owocem tej wyprawy jest plan Obry Epilogu, podobnie jak przed 3 laty
na Gwdzie. Tym razem chcemy zacząć od ciągu 3 jezior, spłynąć Jeziorną
do Obry (ładne miejsce na nocleg u ujścia) dalej kolejny dzień do Starego
Dworka lub Lisiej Góry, i kolejny do Ujścia Noteci do Warty.
- Spływ był bardzo udany, Obra jest najdalej wysuniętą na południe rzeką,
którą płynęliśmy. Pogoda piękna, ekipa sprawdzona. Zaczęliśmy śpiewać
po niemiecku!!!
|