Łyna
2004 |
|||||||||||||||||
|
zdjęcia | ||||||||||||||||
czwartek 29.07.04 - dzień
dojazdu Na dworzec w Szczecinie przyjechałem o 14.20 i zacząłem szukać Torstenów, którzy mieli dojechać swoim autem, wypełnionym po brzegi 2 kajakami, rzeczami i żarciem na 4 osoby. O 14.26 miał przyjechać pociąg z Niemiec z naszymi nowymi kolegami Christophem i Raphaelem, których miałem zabrać swoim autem do 3-miasta. Nagle dostaję SMSa od Uli, że mają 30 min opóźnienia. Pociąg już wjeżdża, to wysyłam SMSa do Uli: "jak wyglądają nasi koledzy"?. "Wysoki oraz średni łysy z bródką". Odbieram kolegów, przedstawiam się, chyba wzbudzam zaufanie. Dla chłopaków nasze ceny, szczególnie fajek (potem okaże się, że nie tylko...) są dla nich rajem. Umawiamy się z Torstenami, że pojadą autostradą i nie wjadą do miasta, przez co zaoszczędzą sporo czasu. Wyruszamy i spotykamy się na autostradzie za miastem. Do 3-miasta mamy 4 postoje! W Gdyni zabieramy jeszcze Agatę i o 21 lądujemy u Goni, gdzie już czeka cała ekipa. Najpierw pakujemy samochody, by już rano nie marnować na to czasu. Opcja 4+4+2 bardzo się sprawdza. A po spakowaniu jeszcze impreza u Goni, pojawia się Ania Klasyczna. Wspominam, gdyż Ania kolejny rok z nami nie popłynęła i już więcej nie występuje w tej opowieści. piątek 30.07.04 Wyjeżdżamy o 7.15, trasa: krajowa siódemka nie wymaga opisów: zatłoczona i rozkopana. Do Kurek dojeżdżamy na 10.40, poszukiwania miejsca i decydujemy się zacząć pod mostem w Kurkach - szkoda nam czasu na przeszukiwanie terenu. Wypakowujemy rzeczy i pędzimy z samochodami do Olsztyna, gdzie mamy zaklepaną metę na parkingu Hestii. Tadeusz Iskra - ojciec tegorocznego spływu załatwił nam powrotny transport. W organizacji spływu, załatwieniu wielu formalności, przewożeniu nasi kajaków i wielu cennych rad udzielili Panowie Michał i Jakub Kusiorscy -
Po drodze wjeżdżamy do ośrodka w Rybakach, aby obejrzeć miejsce na biwak, jest nieźle. Przyjeżdżamy do Kurek, a na naszym miejscu stoi zorganizowany spływ plastików!!! Nasze kajaki i graty przesunięte są na bok. No to tak: Ci, co czekali w Kurkach poszli teraz na piwo, a ci, co odprowadzali auta zabrali się za rozkładanie kajaków! Wkrótce wszyscy schłodzili gardła zimnym piwkiem w pobliskim barze i... w drogę. Kurki - jez. Łańskie Odcinek bardzo spokojny, początkowe 1/3 to wąska, urokliwa rzeczka wijąca się wśród trzcin. Dalej mostek, (obok dzikie miejsce do biwakowania) można bez większego ryzyka przecisnąć się pod nim. Jeszcze odcinek leśno-łąkowy i zaczyna się Jezioro £ańskie. Lekki wiatr, mała fala, słoneczko i
sobota 31.07 jez. Łańskie - Ruś Na ten dzień chyba czekali wszyscy - oto przed nami osławiony, piekielny przełom Łyny! Rano pakujemy nasze rzeczy, ale nie wkładamy ich do kajaków. Iskra - ojciec spływu załatwił nam przewóz rzeczy do Rusi. Przez rezerwat "Las Warmiński" lepiej płynąć na pustaka. A w ogóle, żeby płynąć należy uzyskać pozwolenie Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody przy Warmińsko-Mazurskim
Jednak zanim ruszyliśmy jeszcze poranna kąpiel, paniczne poszukiwanie portfela przez Cypisa i pierwsze pływanie na kajaku Kuby Manieckiego. Na koniec pakowanie samochodu i... 12.10 wyruszamy. Początkowo £ańskim płyniemy na północ i po ok. 30 min. Zwartą grupą wpływamy pod ośrodek rządowy. Straszono nas skuterami i patrolami, tymczasem pusto było nawet w budce wartowniczej. Biały usilnie starał się odnaleźć jakąś panią minister, penetrując brzegi przy pomocy ś.p. Lornetki, śpiewając przy tym: "hej suczki ... znamy wasze sztuczki..." Pod koniec jeziora z prawej długi pomost i przy nim trzeba płynąć po prawej i wpływa się na krystalicznie
Ogniska nie ma, siedzimy przy lampach i pijemy alkohol od Torstena - fińskie miniaturki alkoholi spożywanych przez naszych północnych, dalekich sąsiadów. Anyżówka wchodzi jak woda. [Torsten: miniaturki w Rusi były szwedzkie, nie fińskie (co za różnica, ale to apropos niemieckiej precyzji...)] Tej nocy jednak odbywa się wyprawa na festyn Krisa, Rafała i Białego. Rezultat powrotu z balangi: połamaną tyczkę od namiotu oglądamy do końca spływu. niedziela 1.08 Ruś - Olsztyn - Dywity Rano pobudka, i znowu pakowanie nie do kajaków. O 10.00 przyjeżdża Kuba - kuzyn Iskry i przewozi nasze kajaki do Olsztyna. Słuchamy zdania lokalnych wyjadaczy i nie pchamy się na mało ciekawy odcinek do Olsztyna z 3 przenoskami oszczędzając przy tym czas na bardzo atrakcyjny odcinek do Bartoszyc. Kuba obraca 3 razy, w końcu pakujemy się do wody w Olsztynie pod zamkiem w centrum. Odwiedzamy Sphinksa, robimy zakupy, małą "imprezkę" na brzegu £yny, Cypis napina się za dżem za 3.60 pln. i w drogę. Odcinek do Dywit idzie nam łatwo. Rzeka bardzo fajnie płynie, ma przez pewien czas szybki nurt, ale po doświadczeniach dnia poprzedniego jest to dla nas betka. Po 30 min. Przeszkoda po całości. W dodatku oblepiona całą masą śmieci z Olsztyna. Nie ma jak obejść, nie ma jak przenieść. Dzielny Iskra kładzie się na dziobie Titanica i przepiłowuje deskę, teraz trzeba przejść po wodorostach. Najlepsza metoda to razem na "trzy", czyli: raz! raz! raz!, tylko że najpierw trzeba dobrze ustawić kajak co przy silnym nurcie nie jest proste. Po drodze Cypis naliczył 36 opon w wodzie. Po kwadransie prąd słabnie i zaczyna się zalew. Woda właściwie stoi i cały akwen porośnięty jest zielskiem. W takich warunkach płyniemy do ujścia rzeki Wadąg oraz elektrowni £yna i tam spotykamy 2 gości na dmuchanym kajaku. Pokonujemy razem przenoskę. Oczywiście oni szybciej. Trudne wejście do wody, pomimo ładnego pomostu. Wysoko, że aż strach rzucać ciężkie pełne kajaki do wody. Na ostatnim kajaku Kris łapie lekką kontuzję języka, co przy jego zawodzie może być tragedią. Po przenosce rzeczka jeszcze trochę płynie, potem zwalnia i prawie się zatrzymuje, czyli jesteśmy na miejscu na biwaku w Dywitach. Biwak znajduje się na półwyspie, dlatego kajakiem należy opłynąć półwysep i wejść jakoby od tyłu. Trawka ładnie wystrzyżona, równiutko, eleganckie miejsce na ognisko, ale drogo, bardzo drogo. Po długich targach i po znajomości wyszło 7,8 zł na głowę. Na biwaku nie ma drewna, by nazbierać na ognisko, za to można zakupić za 16 zł. taczkę drewna. Są prysznice nawet z ciepłą wodą, ale jak jest ciepła - to jest, a jak nie ma - to trudno. Jednak za 5 zł. dostaje się klucz do specjalnej łazienki, gdzie zawsze jest ciepła. My mieliśmy to szczęście, że byliśmy prawie jedynymi gośćmi i nie zużywaliśmy tak ciepłej wody, by nie starczało dla każdego. Jest również świetlica z kominkiem na wypadek
Razem z nami na biwaku zatrzymali się dwaj kajakarze z dmuchano-gumowego brata naszych składaków. Chłopaki z Bartoszyc mieli problem ze sprzętem, bowiem mieli dziurę, niestety, pomimo naszej pomocy nie udało im się naprawić sprzętu. Jednak spędzili z nami noc przy ognisku. Co ciekawe, wybrali się na spływ bez namiotu i śpiworów. Spali na ziemi na kocu pod kocem. Dobrze, że nie padało! A my wieczorem ognisko i graliśmy z Cypisem niezłe kawałki. Impreza bardzo udana, Biały odbywał z Agatą terapię w namiocie po opowiadaniu o śledziach z Gdyni; Kris opowiedział nam swoją historię, jak to po pechowym dniu uważać należy nawet w kiblu, usłyszeliśmy niemiecki podkład głosowy pod Krecika... poniedziałek 2.08 Dywity Rano zabraliśmy się za przegląd sprzętu, ja muszę naprawić mocowanie steru, gorzej u Cypisa, ma pękniętą podłogę kajaka, akurat pod swoją dupą. Potem śniadanko, żegnamy kolegów na kajaku gumowym i ... zaczyna padać. Niemieckie ekipy - zajęcia w podgrupach, Cyki walczy z podłogą, w naszym namiocie spotkaliśmy się pozostałą piątką, czyli: Gonia,
wtorek 3.08 Dywity - Kłódka Rano spotkał nas nieprzyjemny incydent ze strony właściciela biwaku. Zażądał od nas większej opłaty za drugi nocleg, niż mieliśmy ustaloną za pierwszy, a także postanowił obciążyć nas za rzekomo uszkodzoną przez nas umywalkę. Iskier, gdy to usłyszał, chciał mu po prostu pierdolnąć, Biały, gdy to usłyszał, chciał zajebać mu toporkiem, tylko Cypis niefortunnie zostawił go w samochodzie, Cypis też by mu chętnie jebnął, ale właśnie coś mu wypadło. Wobec powyższego, jako niespotykanie spokojny człowiek, poszedłem raz jeszcze do gościa i spokojnie powiedziałem mu, że metody zarządzania biwakiem są dalekie od ideału, powinien nam dać większy upust, gdy zostajemy na drugi nocleg, a tym bardziej, gdy pada, by zatrzeć negatywny obraz miejsca. Nie jest argumentem, że muszą po nas sprzątać, bo w końcu chlewu nie zostawiliśmy, lecz kibel, prysznic czy świetlica noszą normalne znamiona używalności. A co się tyczy umywalki, to nie będziemy płacić za coś, czego nie zepsuliśmy. Zapłaciliśmy po 10 za osobę i się pożegnaliśmy. LUDZIE!!! JEŚLI NIE MUSICIE, NIE ODWIEDZAJCIE TEGO MIEJSCA. FACET MA CENY Z KOSMOSU I ZDZIERA ZA WSZYSTKO (przebywanie na terenie biwaku - jeśli się np. kogoś odwiedza - 3 pln). A TEN NUMER Z UMYWALKĄ TO JUŻ BYŁ SZCZYT CHAMSTWA. WOKÓóŁ JEST TYLE ŁADNYCH MIEJSC DO ZATRZYMANIA SIĘ NA DZIKO! Wyruszamy po 11, pogoda się poprawia, przed nami może nie najdłuższy odcinek, ale 2 przenoski. Po kilku minutach płynięcia odbijamy z głównego koryta i wpływamy w prawo w boczny kanał doprowadzający wodę do elektrowni. Wkrótce mamy przenoskę. Lecz jak pech, no to pech. Akurat tego dnia przyjechała ekipa remontowa i rozłożyła rusztowanie na ścianach elektrowni uniemożliwiając nam sprawną przenoskę. Zmusili nas do obnoszenia kajaków po stromych skarpach. Wpłynęliśmy za przenoską na malutkie jeziorko, potem prosty kanał i na większe jezioro Mosąg, zakończone miejscem naszej ewentualnej przenoski. Jest to silne zwężenie, nad którym znajduje się most i w środku zwężenia jest wąskie przęsło. W tym miejscu prąd jest bardzo silny, dodatkowo od góry blokuje zastawka, a dalej małe bystrze i niewielki próg. Podniesione są tylko dwie zastawki, z czego pod jedną można przepłynąć kładąc się w kajaku. Żeby jeszcze trochę ubogacić to miejsce należy dodać, że pod przęsłem wystają żelazne pręty ze zbrojonego betonu. Podpłynęliśmy do tego miejsca i... Torsten z Uli przeszli. Zaraz za nimi poszli Iskra z Białym i... nagle chłopaki zwątpili i metr przez przęsłem zaczęli się wycofywać, wykonali lekki skręt w prawo, a nurt dokonał reszty zniszczenia. Titanikiem
Trasa do Kłódki zajęła nam 3 godziny. Rzeka wije się pięknie wśród łąk, przeszkód prawie wcale, wszystkie do przejścia. Po 20 dopływamy do Chaty Wuja Toma vel Tadeusza w Kłódce 5 metrów za mostem - to teren prywatny !! Rozbijamy namioty, kolacja, ognisko. Kris łoi bolsa. środa 4.08 Kłódka - Smolajny Tego dnia w planach jest Dobre Miasto. Rano słońce pali niemiłosiernie. Każdy szuka cienia. Można też przetestować prysznic, bowiem wejście do wody jest fatalne. W końcu płyniemy. Po godzinie rzeka jednak kończy akt zniszczenia Titanika. Kajak na szybszym nurcie wpada na niewidoczny fiut sterczący lekko pod powierzchnią wody. Sęk tnie dno powłoki Titanika na długości 50 cm. Co gorsza nie ma nawet się gdzie zatrzymać. Klejenie trwa 3 godziny i prawie flaszkę bolsa. W tym czasie byki tratują rozłożone do suszenia na łące rzeczy chłopaków i trwa dramatyczna walka Gosi, Agaty, Uli, Torstena i Cypisa z rozjuszonym stadem. Jak ktoś nie wierzy w pecha, staje się wierzącym. Biały decyduje: to mój ostatni raz. Jednak dzielnie kontynuuje spływ. W wodzie pojawia się sporo przeszkód, wymagają one czasem niezłego kombinowania, lecz dajemy radę i ok. 17 docieramy do Dobrego Miasta. Ma czekać na nas 400 m. przenoska. Nasz zwiad odkrył, że za przenoską jest most, pod mostem bystrze, a za bystrzem ostry zakręt w lewo, a dokładnie na zakręcie na prawym brzegu stoi pogłębiarka, która zagradza większość rzeki i wręcz zaprasza, by na niej rozbić kajak. Przenoska to 150 m i to spokojne wejście i wyjście - choć trzeba uważać na duże ilości szkła w wodzie. Po szybkiej akcji czas na zakupy. Tego dnia Iskier zakupuje zgrzewkę browaru, trzeba odreagować wypadki i podziękować przyjaciołom za pomoc. Na wodę i...most, bystrze i... Titanik niebezpiecznie skręca w lewo, na szczęście sternik wyszedł z opresji. Pogłębiarkę omijamy bez strat. Jeszcze ponad godzina płynięcia i o 19.30 dopływamy do Smolajn. Rzeka na tym odcinku jest taka sobie - wysokie na 2 metry brzegi, które wyglądają jakby ktoś je przed chwilą przekopał - prawdopodobne dzieło pogłębiarki. Kilkaset metrów przed mostem, po lewej stronie widać piękny pałac Biskupów Warmińskich, a przed nim rozciąga się ogromna łąka, na której właściwie można się rozbijać, o ile nie zostawia się śmieci. Nocleg uzgodnić z Dyrektorem szkoły, która mieści się w pałacu. Kolejny dzień, gdy dopływamy bardzo późno, podczas rozbijania namiotów na łące rozkłada się gęsta mgłą. Myjemy się w prysznicu turystycznym. Wejście do wody jest koszmarnie muliste. Wieczorem, przy ognisku Biały już nie zasiada z nami. Pozostaje w namiocie i kontempluje swoje życie przekichane. Wyśmiała klika sternika z Titanika i już nie fika. Gdzieś z oddali dochodzą nas odgłosy krwawej walki psów. Cypis i Iskra chcą interweniować, bo dźwięki są przerażające, nie zdążają jednak - robi się cicho. Zgrzewka piwka jakoś wolno schodzi. Gwiazdy na niebie świecą wyjątkowo mocno, obserwujemy jak spadają i spełniają romantyczne życzenia. czwartek 5.08 Smolajny - Urbanowo Rano - ojciec spływu wraz z Gosią i Cypisem idą po pieczątki i oficjalną zgodę na biwakowanie - rychło w czas, ale zawsze. Po śniadaniu udajemy się na wycieczkę i zakupy do sklepu w Smolajnach. Oglądamy kompleks pałacowy, a następnie kosztujemy Tyskiego butelkowego w lokalu, gdzie Kris z Rafim nie odchodzą od stołu bilardowego. Upojnie mija upalne przedpołudnie, tylko Cyki, Iskra i Biały smażąc się na słońcu kleją ponownie Titanika. Dlatego część ekipy wraca wcześniej, by zanieść im zakupione kleje. Znowu wypływamy późno, bo ok. 15, za to przed nami odcinek bez
piatek 6.08 - Urbanowo - elektrownia w okolicy Koniewa Najpiękniejszy poranek na spływie. Kąpiele w rzece, Biały oddaje kilka skoków na Svena. Potem wielokrotnie biegamy w górę rzeki i wskakujemy do wody żeby z prądem spłynąć do naszej plaży. Niestety, trzeba się zwijać i w drogę.
sobota 7.08 - Koniewo - Bartoszyce Ech - ostatni dzień na wodzie. Rano kolejny dzień upału. Okazuje się, że woda podeszła o kilka metrów do przodu
Nocleg spędzamy nad jeziorem Limajno. Przy blasku reflektorów samochodowych rozkładamy
niedziela 8.08 jez. Limajno Niestety czas do domu. Torsten zapakował swoje auto po mistrzowsku. Zmieścił w nim 4 osoby, 2 kajaki i rzeczy dla 4 osób. Ach ta Niemiecka precyzja! A reszta ekipy pakuje się do autka Szuji i Cypisa, i rusza do 3-miasta. Wieczorem spotkamy się w Gdyni na tradycyjnym towarzyskim zakończeniu spływu. | |||||||||||||||||
|