Brda 2005 - zakończenie sezonu
 
To nasz piaty splyw w tym sezonie, po 4 w Zachodniopomorskiem, ostatni splyw zrobilismy w miejscu, do którego bedzie miala blizej Trójmiejska ekipa.

  1. kajak: Gonia i Cypis (świeżo po ślubie)
  2. kajak: Kasia i Asia (na Skorupce)
  3. kajak: Agata i Iskra (ostatni raz na kajaku Cypisa?)
  4. kajak: Marta i Shuya (płynęli tylko pierwszy dzień)
  5. kajak: Biały (samotnie na canoe)

Dodatkowo w obozie udział wzięli: Monika, Maniek oraz dzieci: Ania, Agatka i Filip. W tym roku każdy spływ miał inną koncepcję logistyczną, jedynie na pierwszym spływie cały czas nasze rzeczy płynęły razem z nami, również i tym razem wykombinowaliśmy coś, aby płynąć na pustaka. Mieliśmy jedną bazę na cały spływ w pobliżu leśniczówki Zielonka, przy rzece, korzystając z uprzejmości leśniczyny, kuzynki Marty, Beaty, w miejscu, gdzie obowiązuje zakaz biwakowania a wymagana jest zgoda leśnictwa.

Piątek 16.09
Na miejsce dojeżdżamy w odwrotnej kolejności do przebytej drogi. Cypis, jak zwykle, przyjeżdża ostatni. W połowie września szybko zapada zmrok, a przy zachmurzonym niebie jeszcze szybciej na dworze jest ciemno. Ekipy wiec rozbijały się po ciemku, a niektórzy przy padającym deszczu. Oczywiście deszcz nie przeszkodził nam w rozpaleniu ogniska. Impreza bez gitar trwała bardzo długo. Dopiliśmy resztki wódki z wesela Cypisów.

Sobota 17.09
Po zimnej nocy, rano nie chciało się wychodzić z namiotów. Po śniadaniu trzema samochodami zawieźliśmy siebie i kajaki do Rytla. Kierowcy odstawili auta do leśniczówki, a Maniek odwiózł kierowców na start. Tam na łączce za mostami przy ruinach nieczynnego zakładu, gdzie w 1998 r. nocowaliśmy i gdzie wówczas Cypis miał problemy żołądkowe, tam właśnie rozłożyliśmy kajaki i przed 14 byliśmy na wodzie. Podczas rozkładania kajaków mijają nas 2 kilkukajakowe grupy. Zakładając, że nikomu nie chce się moczyć nóg w zimnej wodzie, ciężko było się zwodować, ale się udało. Asia znowu miała swój popis.
Rzeka ma dość wysoki poziom, płynie szybko, żadnych trudniejszych przeszkód. Piękne, strome zbocza, czasami drzewa w wodzie, szybki nurt, fajna ekipa i chłodne piwko. Czegoż więcej trzeba. Do tego ładna pogoda, jak na ostatni letni weekend. Po pierwszej godzinie laby na wodzie, zaczynamy pilnować prędkości, aby nie dopłynąć zbyt późno i jeszcze rozpalić ognisko. Brda co 5 km jest oznakowana tabliczką kilometrażową, dlatego łatwo kontrolować odległość. Kolejne 5-km odcinki pokonujemy w 40 - 50 minut. Mijamy Woziwodę, gdzie w 1998 r. nocowaliśmy, most i wkrótce jesteśmy na miejscu. Pomosty spełniają swoją rolę bardzo dobrze i z łatwością wypakowujemy się i kajaki na brzeg. Nikt nie wpada do wody, Asia więcej też, nikt nie łapie dziury. Tego dnia w niespełna 4 godziny przepłynęliśmy ok. 22 km.
Obiadek i zabieramy się za ognisko.
Na dworze robi się bardzo zimno, jedynie przy samym ognisku jest cieplutko. Gramy z Cypisem na gitarach, a następnie gitarę bierze do ręki kuzynka Marty: Beata. Pięknie śpiewa z córkami. Powalająco pięknie! Wkrótce jednak kończą i dziewczynki jadą spać. Po ich śpiewaniu właściwie nie ma co już grać.
Tej nocy był przymrozek. Pierwszy od zimy!

Niedziela 18.09
Po lodowatej nocy ludzie wstają pomalutku. Na dworze jeszcze bardzo zimno. Jedynie w słońcu można jakoś wytrzymać. Na szczęście słońce szybko nagrzewa las i od 10 jest już znośnie. Śniadanko, szybkie pakowanie. Ekipa, dziś bez Marty i Shuyi płynie do Tucholi - Płaskosza. Ok. 14 km. Po śniadaniu pakujemy się do samochodów, auta odstawiamy do Płaskosza i Shuya odwozi ekipę na start do kajaków. Wypłynięcie ok. 12.30.
Po 3 godzinach płynięcia 3 kajaki i canoe dopływają do mety. Bez strat w ludziach i sprzęcie. Nic nie wiadomo o wyczynach Asi.

Podsumowanie
Miło było po 7 latach wrócić na Brdę. Rzeka piękna, choć oczyszczona z przeszkód. Na brzegach wiele nowych zorganizowanych pól biwakowych. Nowe wybudowanie w Woziwodzie. Zmieniło się trochę. A poza tym spływ ten przejdzie do historii jako najpóźniejszy w roku spływ Czubka, choć to jeszcze nie jesienny, bo w ostatni weekend lata.