Parsęta (odcinek górny) 2005 - spływ ze Zwałką
 
Po naszej pierwszej przygodzie z Parsętą 30.04 - 02.05.2005 wybraliśmy się na tę rzekę ponownie na zupełnie inny odcinek, górny bieg rzeki. O ile Parsęta w dolnym biegu jest szeroka i praktycznie bez żadnych cięższych przeszkód (poza 2 przeszkodami stałymi zaraz za Białogardem), o tyle Parsęta w górnym i środkowym biegu słynie z dużej ilości przeszkód naturalnych w postaci zwalonych drzew, czy łozin. Rzeka charakteryzuje się dużym spadkiem i szybkim nurtem. A poza tym lasy, lasy i jeszcze raz lasy. Do Białogardu nad wodą znajdują się tylko 4 wsie na odcinku ok. 75 km. Jedyne zanieczyszczenia w wodzie są pochodzenia fizycznego, a więc wynikają z budowy dna i brzegów rzeki, czy roślinności. Nie ma natomiast ścieków miejskich czy wiejskich, nawozów z pól czy resztek, które wsie i miasteczka zwykły wyrzucać do rzeki. Te zaczynają się dopiero od Białogardu.
W internecie znaleść można wiele opisów rzeki, np. www.parseta.pl , ale nie znaleźliśmy konkretnego opisu tej części szlaku z uwzględnieniem czasu przepływu i miejsc biwakowych, dlatego tym bardziej jesteśmy zobowiązani. Na spływ wyruszyliśmy razem z ekipą ze Zwałki, (www.kajaki.nasze.com jakby ktoś jeszcze nie znał adresu internetowego tej formacji kajakowej) w składzie z Czubka:

  1. kajak: Cypis + Biały
  2. kajak: Agata + Iskra
  3. kajak: Olo + Paulinka
  4. kajak: Shuya + Ania; z brzegu wspierała nas Monika z Agatką

Ze strony Zwalki udzial wzieli: Janusz, Bartosz, Marta, Krzysiek, Asia, Irek, Gosia, Bazyl, Wiechu, Darek, MAciek (Ob), Jacek (Nietoperz), Tosia, Nina, Wafel, Kowal oraz Partycja, Michal i Piotrek.

Plan byl taki, aby w ciagu 4 dni przeplynac 58 km z Zarnowa do Rogowa. Przy zalozeniu, ze plyna sami doswiadczeni kajakarze dodatkowo bez bagazu na plaskodennych kajakach Zwalkowych (tylko Cypis z Bialym plyneli na skladaku) plan raczej mial szanse powodzenia.

środa 25. maja
Z różnych stron zjeżdżamy się do Żarnowa. Na trasie Parsęty praktycznie znajduje się tylko jedno miejsce biwakowe ze stoliczkiem z daszkiem, w Bardach. Pozostałe miejsca to jedynie łąki przy brzegu nadające się do rozbicia namiotów, niekiedy nawet bez dogodnego miejsca do wyciągnięcia kajaków. Do rozpoczęcia spływu doskonale nadaje się łąka po obu stronach Parsęty ok. 900 m za mostem i chodowlą pstrągów w Żarnowie. Najlepiej dojechać tam od Grzmiącej, następnie w Żarnowie przed mostem skręcić w prawo i po ok. 800 m w
lewo i kwrótce dojedzie się do małego mostku nad rzeką. Po lewej stronie rzeki chyba troszkę równiej. Na miejsce zbiórki dojechaliśmy w różnym czasie 4 osobówkami i sławetnym Iveco. Ognisko, gitarki i impreza do rana. Ostatnia ekipa dojechała z Gdańska o 4 rano, gdy większość już spała.

czwartek 26. maja
Od rana palące słońce wygania wszystkich z namiotów. Śniadanko, integracja. Woda w prysznicu turystycznym szybko stała się ciepła. Planujemy, że samochody odstawiamy do Połczyna Zdroju, gdzie mieszka nasz znajomy Mieciu (pozdrowienia dla Miecia!!!), a nasz kierowca Iveco Jacek zabierze nas z Połczyna wracając z Piły. Plan jest świetny. Ok. 11 ruszamy do Połczyna osobówkami, auta odstawiamy, Jacek już czeka i... okazuje się, że musimy jeszcze poczekać, bo ma awarie auta. Zajmuje mu troszkę czasu, żeby naprawić własnoręcznie i... możemy juz jechać do Żarnowa, ale... właśnie procesje bożociałowe wychodzą z kościoła i policja kieruje nas na inną drogę. Wyjeżdżamy z miasta w innym kierunku z nadzieją, że jakoś się przebijemy. Niestety, tracimy cenny czas i musimy wrócić do Połczyna i po odblokowaniu drogi jedziemy do
obozu. Jest grubo po 13, pakujemy rzeczy do Iveco, pakujemy siê do kajaków i zaczynamy wyp³ywaæ. Na pocz¹tku Krzysiek i Wiechu na jedynkach oraz Darek na po³ówce. Dalej pozostali. Ostatnia ekipa schodzi na wodê 10 min. przed 14.

Przed nami jedynie 14 km i mamy nadzieję pokonać je w max 5 godzin. Dni są teraz bardzo długie i można nawet do 20 płynąć. Początkowo rzeka bardzo się wije, jest nie szersza niż 2-3 m. Każde drzewo w wodzie jest trudną przeszkodą, każde krzaki są ciężką przeprawą. Dodatkowo jest nas dużo: 3 jedynki i 11 dwójek. Na przeszkodach powstają małe kolejki. Właściwie trudno mówić o płynięciu, jest przepływanie pomiędzy przeszkodami. Po pół godzinie wpływamy do gęstego lasu i w wodzie są zwalone drzewa grodzące całą rzekę. Cypis z Białym znajdują sposób na zawały: przenoszą brzegiem cały zakręt i już wyprzedzają 2-4 kajaki czekające w kolejce. Po 2 godzinach cała stawka się rozciąga, że na przeszkodach spotyka się najwyżej 1-2 kajaki. Po 3 godzinach od wypłynięcia, robimy popas na łączce z lewej, wcześniej z wody widoczna była ambona przy rzece, po 50 m. pierwsze od wypłynięcia dogodne miejsce do wyciągnięcia kajaków i ewentualnego rozbicia się. Niedługo później wpadnie z lewej Gęsia Rzeka.

Wypływamy z popasu z nadzieją, że jeszcze 2 godzinki i na miejscu! Wody przybywa w korycie, rzeka jest juz szeroka nawet na 4-5 m. Wciąż bardzo dużo przeszkód, jednak żadna nie wymagała wynoszenia kajaków z wody i obnoszenia brzegiem. Jesteśmy rozciągnięci, że na przeszkodach nie trzeba czekać na poprzedzające załogi. Podczas przepływania pod zwalonym drzewem ocieram się karkiem o gniazdo czerwonych mrówek. Nie tylko zresztą ja. Oprócz mrówek komary mają swój dobry dzień. Po 2 godzinach ekipa jedynek rozpala małe ognisko, z którego dym napełnia całą dolinę Parsęty i odgania komary na chwilkę. Krótka przerwa i dalej w drogę. Po pół godzinie, ok. 19.30 dochodzi z prawej Perznica. Jest to właściwie pierwszy pewny punkt
orientacyjny. To połowa drogi a na wodzie jesteśmy już 5,5 godziny. Całe szczęscie, że rzeka się tu poszerza i zdarzają się czasami autostrady: ok. 100 m. bez przeszkody, aby zaraz potem natknąć się na kupę zwalonych drzew.

Słońce chyli się ku zachodowi. Płyniemy w małych grupkach, widać jedną załogę z przodu i jedną załogę z tyłu. Rzeka ma tu dość szybki nurt, co sprawia wrażenie szybkiego pokonywania odległości. Jednak odcinki płynięcia nie trwają zbyt długo, dużo czasu poświęca się na pokonywanie przeszkód. Pojawiaja się łoziny, które po połączeniu się z łozinami na przeciwnym brzegu tworzą przeszkody zwane wietnamkami. Jest ich tu całkiem niemało. Po godzinie 22.00 płynie się coraz trudniej ze względu na kłopoty nawigazyjne, po prostu słabo widać. Słychać w oddali szczekania psów i odgłosy samochodów jadących na drodze przez Krosino. Jednak nie ma żadnych pewnych punktów orientacyjnych, więc wciąż liczymy, że jeszcze tylko ostatni zakręt i będziemy na miejscu. Na brzegach brak dogodnych miejsc do zatrzymania się i rozbicia namiotów, czy nawet rozpalenia ogniska. Pokrzywy, chaszcze, mokradła i bagna. I komary!

Po 23 jest juz tak ciemno, że praktycznie płynie się na szary prześwit w czarnej czeluści lasu. Trafiamy na ciężki ostatni odcinek, z dużym nasyceniem Wietnamek i zwałek. Dostaję telefon od Moniki, że mamy połączyć się w grupy, wyjść z wody i rozpalać ogniska bo rozpoczęła się akcja poszukiwawcza Straży Pożarnej i służb leśnych. Monika zawiadomiła Straż w Szczecinku i ta uruchomiła 3 jednostki lokalnej OSP. Ok. 23.30 sytuacja wygląda tak, że jesteśmy w 4 grupach. Jedynki od 22 są już na miejscu, następnie druga grupa: 8 osób (w tym Shuya z Anią) są w grupie najbliżej obozu spośród tych co jeszcze na rzece, następnie trzecia grupa: 11 osób (w tym Agata, Iskra, Paulinka i Olo) ok. 20 min drogi od grupy drugiej i w końcu na końcu czwarta grupa 2 osoby: Cypis i Biały. Na domiar złego są kłopoty z komunikacją, ponieważ na tym odcinku rzeka płynie przez niezaludnione odcinki otoczona pagórkami i przy wodzie komórki nie mają zasięgu.

Według naszych kalkulacji powinniśmy płynąć jakieś 5 godzin, wiec w ten upalny dzień nikt nie zabrał latarek, kocy, a mało kto miał ciepłe ubranie. Nie ma możliwości rozpalenia ognia, bo przy brzegach chaszcze, pokrzywy i mokradła. Pierwsza zostaje odnaleziona najdalsza grupa, lecz minie trochę czasu, zanim Cypis z
Białym trafią oni do obozu. Przed północą Jacek (nasz kierowca Iveco) odnajduje z Adamem drugą grupę, Adam odprowadza 8 osób do obozu a Jacek szuka dalej grupy trzeciej. Gdy juz wie, gdzie mniej-więcej są, wraca do obozu i organizuje expedycję ratunkową. W obozie wszyscy gromadzą ciepłe ubrania, polary, spodnie, latarki i trzech śmiałków wyrusza z pomocą. W grupie do sprowadzenia do obozu jest aż 4 dzieci! 5 minut po ich wyjściu, OSP na sygnale przywozi Cypisa i Białego z kajakiem na dachu! Po godzinie, ok. 2 do obozu przychodzi pozostała grupa. Wszyscy jesteśmy juz w obozie.

Według opisów leśniczy użycza miejsca nieopodal leśniczówki dla kajakarzy. Jednak okazuje się, że leśniczy to cham i prostak, zamiast powiedzić wprost: nie bo nie! kombinuje, kłamie i zwodzi. W końcu Jacek z Adamem i Moniką znajdują miejsce przy rzece na kretowisku.

Oto opis nocnej przygody Cypisa:

21.20 postanawiamy ewakuować się z rzeki na brzeg. Wg mapy około 200 metrów od rzeki powinna biec droga. Robi się ciemno. Składakiem pływanie po ciemku to wyrok, szkoda sprzętu. Rzucamy hasło do Irka i wynosimy kajak na brzeg, póki jeszcze coś widać. Potem dziób i rufa w garść i przeprawa przez pole pokrzyw. Myślałem, że nogi mi odpadną. Po 100 metrach przebijania się przez bagienko odpoczywamy na niewielkim wzniesieniu. Piękny las i 0 drogi. Kolejne 100 metrów i dochodzimy do .... rzeki. Soczysta, podwójna "kurwa...!!!" płoszy stado dzików. Zmieniamy kierunek marszu. Po jakimś czasie trafiamy na zalążek drogi, jeszcze kilka metrów i robi się ciemno - na szczęście droga jest wyraźniejsza. Dalej nie mamy sił nieść kajaka. Zabezpieczamy sprzęt w lesie przy drodze - zabieramy najpotrzebniejsze sprzęty, wódkę, wodę, komórki, kurtę i spodnie, siekierę , nóż, aparat foto i papier toaletowy. W międzyczasie łapiemy kontakt z Monią - okazuje się, że nikt jeszcze nie dopłynął - akcja ratunkowa się rozkręca. Ruszamy pozostawiając naszego neptuna pod osłoną mroku. Dochodzimy do szkółki leśnej, przy której droga jest już wyraźna. Zatrzymujemy się na skrzyżowaniu gdzie jest wbity w ziemię kamienny słupek z jakimiś oznaczeniami. Łapiemy kontakt z bazą i podajemy namiary. Będą nas szukać ale to może potrwać do rana. Za chwilę dzwonią strażacy, wypytując o szczegóły otoczenia. Sugerują, że dobrze by było jakbyśmy rozpalili ognisko - będzie łatwiej nas znaleźć. Niestety - 0 zapałek, 0 zapalniczek. Rozpoczyna się atak komarów, Biały przypomina, że od ukąszeń komarów można wylądować na OIOM-ie. Ognisko staje się priorytetem. Zbieramy igliwie i
suche gałązki. Po chwili okazuje się, że intensywne pocieranie dwóch kawałków drewna jest niewiele warte. Próbuję skrzesać iskry trąc nożem o kamień - iskry są jednak mizerne. Chwila odpoczynku i sprzęt ciężki wchodzi do gry. Siekierka produkuje iskry jak się patrzy. Po 30 minutach siekierka jest kompletnie rozmontowana, słupek fachowo ociosany z każdej strony, a ognia ani śladu, Komary szykują się do drugiego dania. Polewamy słupek wódą, owijamy papierem toaletowym, iskry spadają na wyschnięte igliwie, suchy papier, papier nasączony alkoholem i nic. Mijają minuty ... w końcu słyszymy wycie syren i z oddali w niebieskiej poświacie zbliża się ku nam ogromny wóz strażacki niosąc wybawienie. Jest 23.48, komary są tak opite, że nie mogą latać. Przypomnę - dzień strażaka obchodzimy 4 maja. Postanowiłem dzień ten obchodzić hucznie.

piątek 27. maja
Rano słońce pali jak dnia poprzedniego. Po takiej nocy już o 7.30 rano ludzie siedzą przed namiotami. Janusz ogłasza dzień wolny na odpoczynek. Jest czas na rozmowy, wrażenia i podsumowania. 14 km w 10 godzin. Po śniadaniu idziemy szlakiem Jacka po kajaki. Idziemy ok. 30 minut. Płyniemy od miejsca grupy trzeciej do obozu 24 minuty, od grupy drugiej 10 minut. Nie dużo nam zabrakło. Drugą połowę wczorajszej trasy, od ujścia Perznicy można przepłynąć w 3,5 godziny za dnia.

Dzięki nocnej akcji strażacy z OSP dostaną niezłe diety, zaprzyjaźniają się nawet z naszą ekipą, życzą sobie podobnych akcji, ale, oczywiście, żeby nie nam się one przytrafiały. We wsi podbijamy sklep, a w obozie szukamy cienia. W tym czasie nasze pomysłowe dziewczynki organizują podchody. Wymyślają trudne zadania i aż bije od nich kreatywność. Wieczorem się już niestety rozstaniemy.

W sobotę na odcinek z Krosina do Dobla wypłynęło znacznie mniej osób, żadne dziecko, a z Czubków jedynie Olo. 8,5 km pokonują w 5,5 godziny. Rzeka szersza, długie odcinki bez przeszkód, ale nadal sporo zwałek i wietnamek. Po prawej stronie za mostem dogodna łączka do biwakowania. Gospodarz przychylny kajakarzom, nie zdziera, wyszło po 2 zł. od łebka.

W niedzielę na odcinek od Dobla do mostu niedaleko Starego Dębna popłynęło jeszcze mniej chętnych a z Czubków Monia. 9,5 km pokonują w 5,5 godziny bez napinania się.
Dwa ostatnie odcinki s¹ bardzo malownicze i dziewicze, sporo przeszkód i nale¿y raczej je planowaæ w ten
sposób do przepłynięcia. Odcinek z pierwszego dnia jest możliwy do przepłynięcia, jednak należy wypłynąć wcześnie i należy przeznaczyć na niego ok. 8 godzin plus przerwy.

W dniach 10-12.06.2005 Zwałka popłynęła dalszy odcinek Parsęty. Od miejsca, gdzie zakończył się poprzedni spływ, czyli od mostu niedaleko Starego Dębna. Pierwszego dnia (sobota 11.06.2005) przepłynęli 13,5 km do Osówka w niecałe 6 godzin.Na trasie co raz mniej wietnamek, za to rzeka bardzo pokręcona. Na charakterystycznym rozwidleniu, gdzie na lewo jest fajne bystrze, należy skręcić właśnie w to bystrze, bo na prawo walczy się przez pół godziny by na koniec dopłynąć do miejsca 5 m poniżej bystrza!!! W Osówkuprzy zniszczonym młynie łączka pozytywnie nastawionego do kajakarzy gospodarza.
Drugiego dnia (niedziela 12.06.2005) na odcinku Osówko - Byszyno, rzeka zdecydowanie przyśpieszaznikają wierzby, rzeka sięprostuje, aczkolwiek pojawiają się wymagające przekody i zwałki z dużych drzew. Odcinek 9 km zajmuje już tylko 3 godziny.

Według informacji uzyskanych od gospodarzy, Związek Gmin Dorzecza Parsęty planuje udostępnić tę rzekę dla kajakarzy, w związku z tym gospodarze mający łąki przy rzece mają oczyszczać rzekę. Planuje się jej udrożnienie oraz organizację pól biwakowych. Pomysł dobry, tylko niech nie uczynią z Parsęty drugiej Krutyni! Chętnie wrócę na Parsętę za kilka lat, gdy odwrócą się proporcje pomiędzy czasem płynięcia a czasem pokonywania przeszkód.