Finow 2006 |
||||
|
||||
Spotkaliśmy się w sobotę 12.08.2006 w
miejscowości Biesenthal. Po rozłożeniu kajaków i odwiezieniu aut na metę
(dzięki pomocy Kuby ode mnie z pracy dzięki Kuba!) przepłynęliśmy 13 km
rzeką Finow, początkowo przez bystrza i kamienne płycizny, powstałe w wyniku
spiętrzenia Finow przy dawnym młynie, a obecnie nowoczesnym wewnątrz budynku.
Gdy woda zwolniła zaczęły się zarośnięte łąki, gdzie chyba jako pierwsi
w tym sezonie przedzieraliśmy się przez trzciny w poszukiwaniu rzeki. Dzielny
Sebek świetnie znosił te niedogodności, dzielnie osłaniany od ciosów gałęsi
i oratć trzcinowych przez dzielną Uli. Z czasem zaczęło ubywać czcin i chaszczy
a przybywać wody i już wkrótce płynęliśmy pięknym leśnym odcinkiem. Szerokość
koryta ok. 3-5 m., trochę przeszkód jednak nie zmuszających do wysiadania
z kajaka. Mijamy kilka mostków z niemieckimi ścieżkami rowerowymi, wzbudzając
zainteresowanie rowerzystów. Ale wychodziły im gały dopiero, gdy usłyszeli,
że płyniemy do Szczecina! Dopływamy do mostu pod autostradą A11 z Berlina
do Szczecina. Dalej już tylko 3 km do uścia rzeki do Finow Kanal. Odcinek
11 km rzeki Finow (Alte Finow - Stara Finoł) to poza początkowym odcinkiem
kamiennych bystrzy i dalej szuwarowo-łąkowym (w sumie ze 2 km) jest pięknyk
leśnym odcinkiem, niezbyt trudnym i bardzo malowniczym. Niestety obecność
bardzo ruchilwej autostrady przypomina o cywilizacji i niemieckim cudzie
automobilowym. Na Finow Kanal wpływamy po 19, bynajmniej nie z powodu uciążliwości
Finow, lecz długiego rozkoszowania się jej pięknem i spokojem w pokonywaniu
pięknego odcinka. Po 2,5 km płynięcia kanałem pięknie zarośniętym po obu
brzegach, dopływamy na nocleg do Finowfurt na jeszcze nieczynnej śluzie.
Jest to ostatnia nieczynna jeszcze śluza na szlaku Finowkanal. Wieczorem
Torsteny robią grilla, gadamy rozkuszując się niemieckim piwem. Kolejnego dnia (niedziela 13.08.2006) z powodu deszczu (padało od rana do wieczora) Torsteny nie zdecydowały się płynąć z Sebciem, dlatego popłynęliśmy sami Finow Kanal na zachód. Zaczęliśmy dzień od porządnej przenoski, własciwie przewózki, bo Torsten zabrał wózek. Po niespełna 4 km dopływamy do pierwszej śluzy, dla Ani i Kowala to pierwsze śluzowanie kajakiem! Na każdej śluzie znajduje się obsluga i podobnie jak wczoraj widzieliśmy zdziwione miny tejże obsługi na naszą odpowiedź, że płyniemy do Szczecina! Ale śluzowi wykonują dobrą robotę i dzwonią (choć wcale nie muszą!) na kolejną śluzę i informują o naszym płynięciu, gdy dopływamy na kolejne 4 śluzy, czekają nas już wrota otwarte i uśmiechnięte twarze obsługi. Tego dnia pokonaliśmy 6 śluz, jednak 2 ostatnie musieliśmy przenosić. Choć śluzowanie na szlakach Niemiec jest bezpłatne, to odbywa się do określonej godziny. Gdy dotarliśmy na śluzę w Eberswalde 15 min. po 17, okazało się, że już za późno i pani śluzowa odmówiła naciśnięcia guzika i trza nam było obnosić. Niemiecki ordnung! Podobnie i na ostatniej tego dnia śluzie. Trzeba jedna przyznać, że warunki wyciągania kajaka, przenoszenia i wodowania są bardzo dobre! Nocowaliśmy na wypasionym campingu przed śluzą Strecherschleuse. Było to jedyne możliwe legalne miejsce noclegu ze względu na rezerwat przyrody. Przed wypłynięciem z Finowfurtu dogadaliśmy się z Torstenami i odwieźli nam nasze rzeczy na biwak i nawet rozłożyli nam jeden namiot. Tego dnia pokonaliśmy 17 km, 4 śluzowania, 2 przenoski plus ta na starcie oraz cały dzień walczyliśmy z deszczem w różnej postaci: od kapiśniaczku, po ulewy! Za to biwak: full wypas, choć wyszło po 7 EUR na głowę (w Niemczech to standard, bo turystyka jest luksusem), za to mieliśmy gorące prysznice, ciepą kuchnię z wyposażeniem, palnikami i miejscem do spokojnego spędzenia wieczoru. Kowal nawiązał międzynarodowe stosunki z niemieckimi turystami, co to po polsku potrafili powiedzieć kilka słów, analogicznie Kowal po niemiecku, za to taka sama miłość do trunków! W poniedziałek (14.08.2006), przy pięknej pogodzie ranu najpierw suszymy wczoraj zamokłe rzeczy pakujemy się do kajaków i wypływamy koło 11. Po śluzowaniu i 5 km ostatniego odcina Finow Kanal dopłynęliśmy do dźwigu dla barek na Oder-Havel Kanal w Niederfinow. Dalej Oder-Havel Kanal 7 km do Oderbergu, ostatniej miejscowości przed granicą gdzie kupujemy ostatnie browary a następnie porządnie spóźnieni spotykamy ekipę ze Szczecina z Małosią (Gosią - Zosią) i Zbyszkiem i dalej jeszcze 7 km do rzecznego przejścia granicznego w Hohensaaten 20 km, przekroczyliśmy kajakami granicę i popłynęliśmy Odrą ok. 30 km. Przed przejściem granicznym ostatni raz śluzujemy się, tym razem ogromną barkową śluzą w Hoohensaaten, po czym dobijamy do przystani granicznej i z paszportami udajemy się do pawilonu niemieckiej i polskiej straży granicznej. Wzbudzamy tu niezłe zainteresowanie. Owszem, czasami zdarzają się niemieccy kajakarze, lecz polski pogranicznik pierwszy raz, od kiedy pracyje tam od 3 lat, pamięta polskich kajakarzy! Odcinek 30 km Odrą pokonujemy nadzwyczaj szybko ze względu na szybki prąd będący pozostałością po fali powodziowej sprzed tygodnia. Doskonałe oznaczenie szlaku żeglownego daje nam poczucie kontrolowania trasy, bowiem do zmroku musimy dopłynąć do noclegu. Na Odrze - rzece granicznej, dozwolone jest kajakowanie, po uprzednim zgłosszeniu do służb granicznych, jedynie w ciągu dnia! Od Oderbergu dalej już płynęliśmy razem 6-osobową ekipą. Nocowaliśmy pomiędzy Ognicą a Widuchową, oczywiście po polskiej stronie, ognisko, kolacyjna i nocne Polaków rozmowy a na deser zaliczyliśmy nocną wizytę pograniczników,podejrzewających nas o nocny połów bez pozwolenia. Odcinek od Hohensaaten do Widuchowej jest bardzo ładny ze względu na piękne widoki, po polskiej stronie nad Odrą górują strome wzgórza najbardziej wysuniętego na zachód przyczółka Polski! Ostatniego dnia, we wtorek (15.08.2006) ranek przywitał nas silnym wiatrem i opadami deszczu. Wypływamy dopiero ok. 12, chcąc przeczekać największą ulewę. I jest to strzał w 10! Bardzo silny wiatr z południa pcha nas do Szczecina. bardzo często rozkładamy parasole, które służąc jako żagle są dla nas jedyna siłą napędową, podczas gdy ręce są "trzymaczami" do piwa. Od Widuchowej jesteśmy już na wewnętrzych wodach terytorialnych Polski. Przed Gryfinam niebo za nami robi się granatowe, wiart się wzmaga, fale rosną do ok 0,5 m. całe szczęscie że z tyłu! Zapinamy fartuch, ubieramy kurtki i kaptury i szykujemy się na sztorm z gotowością wyjścia na ląd! Taki stan trwa dobre 40 min dostarczając ogromnej porcji adrenaliny, jednak bez niebezpiecznej kulminacji. Ostatecznie burza nas omija, jednak dzięki jej wpływowi przed całkiem długi odcinek serfujemy tak gdzieś z 15 km/h. Od Gryfina plyneliśmy już wszyscy razem, aż dopłynęliśmy do Szczecina ok. 20:00. Dzięki bardzo wysokiemu poziomowi Odry i jej szybkiemu nurtowi oraz wiatrowi w plecy udało nam się tak szybko pokonać odrzański odcinek. Spływ zakończyliśmy w stanicy klubu Płonia na Dziewokliczu, przy Szosie Poznańskiej w Szczecinie. | ||||
|