Parsęta
2006 |
||||
|
||||
Nasza wyprawa ma 2 bardzo ważne dla mnie znaczenia. Po pierwsze, to powrót do starej, jeszcze studenckiej koncepcji męskich wypadów, gdzie ja, Shuya i Cypis we dwóch wybieraliśmy się razem, bez kobiet, żon i dzieci, by przeżyć męską przygodę i mieć czas po męsku porozmawiać. Po drugie, to zakończenie przepłynięcia całej Parsęty. Był to jedyny nieprzepłynięty przez Czubków i Zwałkę odcinek rzeki, oczywiście poza źródliskowymi odcinkami, które pozostawiamy koneserom. W maju 2005 Czubki pokonały odcinek Białogard - Kołobrzeg, następnie na Boże Ciało, wspólnymi Czubkowo-Zwałkowymi siłami pokonaliśmy odcinek Żarkowo - Krosino - Doble - Stare Dębno. Dwa tygodnie później Zwałka kontynuowała trasę: Stare Dębno - Osówko - Ryszczewo. Pozostał więc jedynie odcinek Ryszczewo - Białogard. Dlatego zdecydowaliśmy się wybrać ten odcinek na nasz męski wypad. Z jednej strony trasa wymagająca, z drugiej nadająca się (jeszcze!) na składaka z ekwipunkiem. Piątek, 26.05.2006 Na początek trasy wybraliśmy Osówko, gdzie jest sprawdzone miejsce, gdzie kajakarze znajdą nocleg. Jest to przy zniszczonym młynie, a z lądu można dojechać, skręcając z drogi 163 Białogard - Połczyn Zdrój, 100 m przed barem Nad Parsętą w Tychówku w lewo (jadąc z Białogardu) na Wicewo, a gdy wjeżdża się do Osówka, od razu skręcić w prawo i po 100 m. jesteśmy przy starym młynie. Bardzo miły gospodarz ma miejsce na namioty i można zostawić auta. Gospodarz daje drewno na ognisko, daje wodę i nie jest upierdliwy czy natrętny. Drugi samochód zostawiliśmy w Białogardzie w jednostce PSP (Monia załatwiła).Wieczorem ognisko, wódka, rum i męskie rozmowy. Sobota, 27.05.2006 Od rana lekko kropi. Nie przeszkadza nam to jednak rozłożyć kajak (Cypisa Neptun), pakujemy graty, składamy namiot, znosimy kajak nad rzekę i o 12.30 ruszmy. Rzeka płynie tu całkiem szybko, w wodzie bardzo dużo przeszkód, większość daje się jednak opłynąć. Czytając opisy trasy, mowa często o totaltych zwałowiskach, gdzie obnoszenie kajaka jest koniecznością. Gdy się czyta takie opisy, rzuca mi się od razu pytanie, czy takie zwałowiska rzeka nie przełamuje. Zatem odpowiadam, NIE. Jest na rzece kilka takich miejsc, gdzie w wodzie leżą potężne drzewa i tak długo, jak jakaś Husquarna nie pojawi się na spływie, trzeba będzie kajaki przenosić. Pierwsze takie miejsce jest niedaleko Baru w Tychówku, przy moście na rzece. Rzeka jest tak zawalona, że jedynie wyniesienie kajaków na prawy brzeg w bardzo nieciekawym miejscu, daje możliwość kontynułowania spływu. W barze zatrzymujemy się na piwo i frytki, dobre miejsce do wyciągani akajaków niedaleko mostu. Po nabraniu sił, ruszamy na kolejne zwałowisko. Daje się pokonać bez wychodzenia na ląd, ale przenosząc kajak niosąc po kilku przewalonyc drzewach. I to właściwie były dwie najtrudniejsze przeszkody. Dalej do Ryszczewa, rzeka płynie bardzo malowniczym odcinkiem. Las, szybki prąd, liczne przeszkody, możliwe do pokonania bez moczenia nóg, bystrza, progi, długie proste, ostre zakręty. Od Ryszczewa do Byszyna rzeka dalej bardzo ciekawa, choć powoli się uspokaja i zaczynają pojawiać się łoziny. Do Byszewa dopływamy koło 17, jednak nie zostajemy na (ponoć) dogodnym miejscu do biwakowania, po prawej stronie za mostem, ale w centrum wsi, lecz postanowiliśmy popłynąć dalej i znaleść coś na dziko. Po ok. 25 min. znajdujemy tekie miejsce, po prawej stronie, 4-metrowa piaszczysta skarpa a na górze piękna, płaska polanka i sosenki. Wypakowujemy się, wrzucamy kajak na górę, rozstawiamy namiot i szykujemy ognisko. Cała trasa, ok. 14 km zajmuje nam ok. 5 godzin. 6 razy na przeszkodach wychodzimy z kajaka, z czego 2 przeszkody to totalne zwałki (raz przenosimy lądem), 2 razy drzewa przewalone po całości, można na polietylenie pokonać je bez wychodzenia, oraz dwukrotnie wychodzimy na przeszkodach, by chwilkę odpocząć na środku rzeki siedząc na drzewach, popijajac piwko i wyrównując poziom płynów. Takie wyrównywanie trzeba jednak wykonywać bardzo ostrzożnie, bo po zmianie ciężaru, łatwo wpaść do wody (o czym przekonał się Cypis). Dodam na koniec, że w czasie płynięcia nie spadła na nas ani kropla deszczu. Niedziela, 28.05.2006 Niezwłocznie, po zakończonym ognisku, ok. 2:30 zaczął padać deszcz, jakby grzecznie czekał, kiedy zakończymy. Nad ranem obudził nas trzask drzwi od malucha i po chwili trzask w okolicach miejsca, gdzie zostawiliśy wiosła. Wyskoczyłem z kosą i...okazało się, że to lokalny zbieracz puszek zabrał nasze śmieci! Wróciliśmy do snu. Deszcz też nie dawał za wygraną. Dlatego śniadanie spożyliśmy w namiocie. Pogoda tego dnia była zmienna bardzo, deszcz przeplatał się ze słońcem i porywistymi podmuchami wiatru.W końcu pomimo niesprzyjających warunków, ok. 12 postanawiamy się zwijać i ruszać dalej. Mokry namiot zajmuje w kajaku tyle samo miejsca, jest najwyżej trochę cięższy, za to mamy wypite prawie wszystkie płyny, zatem i tak wychodzimy z cięźarem do przodu. Do mostu w Rogowie dopływamy w 20 min. Rzeka od Rogowa zaczyna bardzo się wić, brzegi porasta łozina. Dwa razy silna ulewa próbuje nas zmoczyć, jednak zdążamy skryć się pod parasolami w przybrzeżnych krzakach. Pomysł z parasolami na kajaku jak zwykle się sprawdza. To dobry, z resztą, moment na ostatnie browary na wodzie tego dnia. Wiatr wieje tego dnia bardzo mocno, momentami płynąc pod wiatr prawie stoimy w miejscu. Na wodzie spotykamy 2 przeszkody wymagające naszego wyjścia z kajaka, raz przewalone drzewo zanurzone do połowy, a raz drzewo przewalone na zakręcie od zewnętrznej. Po wewnętrznej jest łacha i mielizna, dlatego tam stajemy, poza tym do dobry moment na wyrównanie poziomu płynów przed Białogardem. Ok. 14.30 dopływamy do Białogardu, znajdujemy fajne miejsce po prawej, ok. 100 m przed starym mostem kolejowym, na wysokości wieży ciśnień i Straży Pożarnej. Dwie godziny płynięcia 14 km. Całkiem nieźle! Odbieramy samochód od strażaków i akurat gdy kończymy się pakować, spada wielka ulewa. My na szczęscie już w aucie. Wkrótce odbieramy Cypisa auto z Osówka i jeszcze mały wyskok i możemy zamknąć nasz męski weekend sukcesem. | ||||
|