Drwęca 2007
 
Jak przystało na rozpoczęcie sezonu, nie obfitowało ono w nadmiar Czubków, oczywiście wyjątkiem był rok poprzedni, gdzie płynęło nas ponad 10 osób. W tym roku wiadomo już było, że będzie nas mało, dlatego bardzo chętnie przygarnęliśmy kilku znajomych do wspólnego płynięcia. A płynęliśmy w składzie:

  1. Gonia + Cypis (ojciec spływu)
  2. Anula + Shuya
  3. Ifona
  4. Kowal

Czwartek, 3.05.2007
Spotykamy się w Lubiczu, gdzie zostawiamy auto Kowala i wspólnie jedziemy do Brodnicy, gdzie znajdujemy stanicę kajakową jako miejsce startu. Kierownik przystani, Pan Roman (tel. 660260884) to społecznik, który wszystko SAM zrobił dla powstania, modernizacji, utrzymania tego miejsca. Każdy musi wysłuchać po 3x rej historii rozkładając kajaki. Tam też zostawiamy Cypisa autko. Dopiero ok. 16 ruszamy w drogę. Drwęca najpierw dość długo odpływa z Brodnicy, po czym pięknie płynie przez lasy. Całkiem szybki nurt ciągnie nasze kajaki, że ok. 18:30 jesteśmy w Słoszewach, miejscu naszego planowanego postoju, jednak miejsce w środku wioski nie zachęca do postoju, a że mamy jeszcze trochę czasu do zmroku płyniemy dalej! Dopływamy w okolice mostku pomiędzy wsiami Duża Pólka i Pusta Dąbrówka. Odcinek 20-km pokonujemy w 3 godz. i 15 min., większość z tego czasu spokojnie dryfując. Nie spotkaliśmy większych przeszkód, wszystko spokojnie pokonywaliśmy, największą przeszkodą byłyby ostre zakręty i meandry, gdybyśmy nie byli wspierani przez nasze stery! Wieczorem ognicho, noc bardzo zimna, podobno mróz.

Piątek, 4.05.2007
Rano przyjeżdżają Ifona z Kowalem Shuyową Skodą, wypakowują kajaki (2 Yukony) i graty i Kowal jedzie do Brodnicy zawieść samochód na start i ma nas dogonić prawie pustym kajakiem. Bardzo ciekawe rozwiązanie logistyczne, pierwszy raz coś takiego ćwiczymy. Od rana piękne słońce, ruszamy ok. 13:00, po 15 min. dogania nas Kowal. Dzisiejszy odcinek jest bardzo spokojny i krótki, bo 4 km z zaplanowanej na dziś trasy zrobiliśmy wczoraj. Mamy więc tylko 12 km, do Smolnik, co przedryfujemy w 4 godziny prawie bez używania wioseł, podziwiając piękne brodnickie lasy. Jedyną przeszkodą jest trudne wyjście w wody. Zresztą wszędzie mamy z tym problem, widoczne są znaki, że jeszcze 3 tygodnie temu woda miała poziom o 1 m wyższy, miękkie, nasiąknięte wodą, muliste brzegi nie ułatwiają nam wchodzenie i wychodzenie z wody. Po operacji wyciągnięcia z wody naszych składaków, mamy muł powyżej kolan! Miejsce za to piękne. Kowal szybko znosi z lasu mnóstwo drewna, zaraz przez zmrokiem pali się już ognisko. Cały ten wieczór to wspólne gitarowanie aż do późnej nocy.

Sobota, 5.05.2007
Namioty mamy rozbite w miejscu, gdzie rano był cień, więc jeszcze długo możemy pospać. Śniadanko i o 13:00 już na wodzie. Najpierw leniwych 10 km do Golubia-Dobrzynia. Na tym odcinku spotykamy jedyną wymagającą przeszkodę. I to w miejscu, gdzie się jej zupełnie nie spodziewamy. Ok. 3 km przed Gołubiem rzeka prowadzi swoje nurty szerokim kołem, ale powstał tu skrót, z szybkim przepływem wody i trochę jednak zawalony, skrótem popłynęli na polietylenowych jedynkach Ifona z Kowalem, my na składakach głównym korytem. I dosłownie kilkanaście metrów przed połączeniem głównego koryta ze skrótem, za zakrętem, zwalonych kilka drzew, połączenie szybkiego nurtu, bocznych prądów, zwalonych drzew i zdechłego dzika, przypomniały nam, że brawura to nie odwaga, szczególnie myśl o kąpieli z rozkładającym się dzikiem… J Przy pomocy Kowala (na drzewie) i Ifony (na kajaku) udało nam się jednak pokonać przeszkodę, zabrało nam to niestety chwilkę. Do Golubia dopływamy przed 15:00 jednak aby dopłynąć do przystani kajakowej, musimy opłynąć prawie całe dwu-miasto. Stajemy na obiad, korzystamy z cywilizowanych kibli, idziemy zwiedzać zamek, robimy zakupy o po 17:15 wyruszamy z Golubia-Dobrzynia. Początkowy ok.7-km odcinek to ciągłe meandry, jednak wraz z wpłynięciem do lasu rzeka zmienia charakter i tu zaczyna się chyba najpiękniejszy odcinek Drwęcy. Dość szybki prąd, malownicze widoczki, wysokie skarpy, dzikie lasy, czasami przeszkody. SUPER. Po drodze Kowal wymienia z wędkarzami 2 piwa za 2 ryby. Będą na kolację. Miejsce, gdzie planowaliśmy nocleg, niedaleko wsi Dulnik, okazuje się ogrodzonym drutem kolczastym polem z uprawami. Dochodzi 19:00 i decydujemy, że stajemy w pierwszym dogodnym miejscu. Jednak takich to nie ma. Jak jest dobre wyjście, to łąka podmokła albo chaszcze, jak sucha łąka, to nie ma wyjścia! Dopływamy tak aż do Elgiszewa, zaczyna się robić ciemno i chłodno. W Egliszewie z dwóch zaznaczonych na mapie miejsc nie znajdujemy nic. Jeszcze sezon się nie zaczął, brak oznakowań… Dopiero ok. 2 km za wioską po lewej Kowal znajduje dogodne miejsce: i sucho i równo, i wyjście dogodne. Szybko wyciągamy sprzęt, namioty, drewno na ognisko i… już ciemno. A tymczasem dziewczyny przygotowały ryby. Pieczemy je na kiju na ognisku. Smakuje pysznie. Ostatnia noc już wcale nie taka zimna jak poprzednie.

Niedziela, 6.05.2007
Pobudka o 7:30, szybkie śniadanie, pakowanie i o 10:00 już jesteśmy na wodzie. Mamy do pokonania znowu krótki odcinek, bo wczoraj pokonaliśmy ok. 5 km z planowanych na dzisiaj. Pozostaje nam jakieś 13. Płyniemy z myślą, że to nasz ostatni dzień na wodzie. I cywilizacja nam o tym przypomina, bardzo dużo domów, ściśle ogrodzonych nawet drutem kolczastym! Wraz ze zwalniającym nurtem kończymy nasz spływ na "przedmieściach" Lubicza. Wyciągamy kajaki do suszenia i jedziemy pozostawionym pierwszego dnia Kowala autem po samochody w Brodnicy. Tam pozdrawiamy Pana Romana i kolejny raz słuchamy o jego osiągnięciach i po drobnej naprawie samochodu wracamy.


Podsumowując: rzeka bardzo malownicza, podobno siedlisko minogów, prawie bez przeszkód, prąd spokojnie niesie i bez problemów dopłynęlibyśmy do Torunia. Niedogodnościami na szlaku są trudne wyjścia z wody oraz nieoznakowane miejsca. Przypominam, że rozbijanie się w miejscach nieoznakowanych jest niedozwolone z powodu na obszar chroniony. Na szlaku spotkaliśmy tylko jedną grupę kajakową. Lokalna młodzież nie posiada bardziej interesujących zajęć, niż obrzucanie kamieniami przepływających kajakarzy. W Gołubiu-Dobrzyniu uczynny pan na przystani kajakowej za 5 popilnował nam kajaków podczas zwiedzania miasta. No i na koniec warto odnotować, że Gonia po tym spływie przeskoczyła Iskrę w statystykach zachowując bezpieczną odległość. Anula i Kowal uczestniczyli po raz drugi w Czubkowej wyprawie (pierwszy raz na Finow z Uli, Torstenem i Shuyą) co nadaje im prawo bycia Czubkiem. Wszystkim gratuluję! Przepłynęliśmy 75 km w 4 dni i 3 noce.