Wda 1 - 6-8 lipca 2007
 
Postanowiliśmy klubowo wrócić na przesympatyczną Wdę i spłynąć jednym z najładniejszych wg mnie jej odcinków od Wdeckiego Młyna do Stanicy Wodnej "Lucyna" w Tleniu.


  1. Agata i Iskra
  2. Gosia i Cypis
  3. Biały

Piątek, 6 lipca
Spotykamy się u rodziców Iskry - dopakowujemy Zafirę i czekamy na Białego. Czekamy dobrą godzinę i w końcu Biały się pojawia. Ruszamy w drogę. Pogoda zdecydowanie odstrasza od pływania . Jest pochmurno i zanosi się na deszcz, który zresztą po drodze dopada nas ze dwa razy. Myślimy już, że spędzimy weekend w namiotach w deszczu. Przyjeżdżamy na miejsce i rozbijamy się na polu namiotowym przy tamie. Pole jest położone nad dawnym zakolem rzeki. Na szczęście przestaje padać i się przejaśnia. Iskra przygotowuje ognisko i chwilę później zasiadamy do browara i rozmów. Tym razem tematem wiodącym jest adopcja dzieci przez pary homoseksualne. Biały również wygłasza kolejną złotą myśl, cyt: „Niech każdy robi to co potrafi najlepiej, Iskra niech przygotowuje ognisko, Cyki i Szuja grają na gitarach …. A ty Biały, co będziesz robił? … Ja? Ja się zajmę ruch…..m”. Wieczór upływa szybko, nie dane nam jednak pospać tego wieczoru bowiem Biały w przypływie dzikiej fantazji rozjeżdża pole samochodem. Całe szczęście, że nie trafił w namioty. Natomiast bagno było bardzo, bardzo blisko.

Sobota, 7 lipca
Rano wstajemy nieco podenerwowani nocnymi wyczynami kolegi – dobrze, że oprócz nas nikogo nie było na polu. Po śniadaniu pojawia się ekipa z plastikami i wodują się na końcu półwyspu. Przeprowadzamy logistykę – zawozimy jedno auto na koniec i wracamy drugim na początek. Robi się ciepło i nieśmiało słońce przedziera się przez chmury. Rzeka na tym odcinku jest spokojna, ale żwawa. Płynie głównie przez las czasami zdarzają się łąki. Mijamy powoli rozciągniętą ekipę na plastikach. Zatrzymujemy się na polu biwakowym przy moście drogi prowadzącej do Kasparusa. Dziewczyny z Białym idą na małe zakupy a my z Iskrą wesoło rozmawiamy o samochodach i tunningu. Płyniemy dalej wychodzi słońce i robi się przepięknie, sączymy piwo i wódkę z colą i wspominamy. Przepływamy obok rezerwatu Krzywe Koło i zbliżamy się powoli do noclegu w Błędnie. Niestety oba pola zawalone spływami, z czego drugie pole przypomina rozwrzeszczaną kolonię. Decydujemy, że płyniemy dalej i szukamy czegoś na dziko. Po drodze pokonujemy nieprzewidzianą przeszkodę w postaci świeżo powalonego drzewa – woda co prawda wyżłobiła sobie mały bajpas ale Kajki musieliśmy przeciągać po małym bagienku usłanym kępami traw, które wystawały z wody niczym pale, o które ciągle się potykaliśmy. W końcu wysiłek się opłacił, lądujemy na przepięknym zalesionym półwyspie otoczonym rzeką, do którego prowadzi tylko jedna ścieżka z rozległych łąk. Jest miejsca akurat na rozbicie 3 namiotów. Tworzymy obóz, zbieramy drewno i przy lekkiej pomocy oleju parafinowego rozpalamy ogień. Tradycyjnie siadamy przy ogniu, dziewczyny idą nieco wcześniej spać, a panowie kontynuują pogawędki do późnego wieczora.

Niedziela, 8 lipca
Rano wychodzi słońce i jest wietrznie. Bez pośpiechu pakujemy kajaki i w słońcu wpływamy na roziskrzoną Wdę. Mamy do pokonania niewielki odcinek po dość wartkiej rzece z jedną przenoską. Wokół rzeki na Tym odcinku rozciągają się łąki potem rzeka płynie cały już czas lasem. Dopływamy do odcinka z licznymi bystrzami i ponieważ wody jest bardzo dużo nie ma niebezpieczeństwa przedziurawienia kajaka. Lądujemy na przenosce, którą stanowi przewrócony w poprzek rzeki potężny dąb. Przy niskim stanie wody można w jednym, miejscu z trudem pod nim przepłynąć, my jednak musimy obnieść sprzęt bokiem. Idzie nam to dość długo, kajaki jakby były cięższe niż dnia poprzedniego. W końcu wodujemy się za przeszkodą i płyniemy dalej. Mijamy Starą Rzekę i powoli Wda zaczyna się szeroko rozlewać, oznacza to, że niebawem wpłyniemy do Tlenia. Przepływamy pod mostem drogowym i z daleka oglądamy miejsce gdzie dwukrotnie kończyliśmy spływ. Tym razem jednak czeka nas jeszcze kilka kilometrów wiosłowania przez zalew. Stanica Lucyna mieści się nad brzegiem pięknego rozlewiska żurskiego, na początku zachodniej odnogi w uroczej zatoczce z białym piaskiem i kąpieliskiem. Dobijamy do stanicy i z bólem rozkładamy kajaki. To już koniec eskapady. Pakujemy się do Zafiry pobijając swego rodzaju rekord – 5 osób z bagażami i 3 składane kajaki!. Robimy wspólne zdjęcie i jedziemy na początek trasy po Clio Białego. Tak przepakowujemy rzeczy i spokojnie ruszamy do Gdańska. W drodze nieśmiało planujemy powrót na rzekę w drugiej części lata.

W dwa dni pokonaliśmy odcinek 45 km.