Piątek, 6 lipca
Spotykamy się u rodziców Iskry - dopakowujemy Zafirę i czekamy na Białego.
Czekamy dobrą godzinę i w końcu Biały się pojawia. Ruszamy w drogę. Pogoda
zdecydowanie odstrasza od pływania . Jest pochmurno i zanosi się na deszcz,
który zresztą po drodze dopada nas ze dwa razy. Myślimy już, że spędzimy
weekend w namiotach w deszczu. Przyjeżdżamy na miejsce i rozbijamy się
na polu namiotowym przy tamie. Pole jest położone nad dawnym zakolem rzeki.
Na szczęście przestaje padać i się przejaśnia. Iskra przygotowuje ognisko
i chwilę później zasiadamy do browara i rozmów. Tym razem tematem wiodącym
jest adopcja dzieci przez pary homoseksualne. Biały również wygłasza kolejną
złotą myśl, cyt: Niech każdy robi to co potrafi najlepiej, Iskra niech
przygotowuje ognisko, Cyki i Szuja grają na gitarach
. A ty Biały, co
będziesz robił?
Ja? Ja się zajmę ruch
..m. Wieczór upływa szybko, nie
dane nam jednak pospać tego wieczoru bowiem Biały w przypływie dzikiej
fantazji rozjeżdża pole samochodem. Całe szczęście, że nie trafił w namioty.
Natomiast bagno było bardzo, bardzo blisko.
Sobota, 7 lipca
Rano wstajemy nieco podenerwowani nocnymi wyczynami kolegi
dobrze, że oprócz nas nikogo nie było na polu. Po śniadaniu pojawia się
ekipa z plastikami i wodują się na końcu półwyspu. Przeprowadzamy logistykę
zawozimy jedno auto na koniec i wracamy drugim na początek. Robi się
ciepło i nieśmiało słońce przedziera się przez chmury. Rzeka na tym odcinku
jest spokojna, ale żwawa. Płynie głównie przez las czasami zdarzają się
łąki. Mijamy powoli rozciągniętą ekipę na plastikach. Zatrzymujemy się
na polu biwakowym przy moście drogi prowadzącej do Kasparusa. Dziewczyny
z Białym idą na małe zakupy a my z Iskrą wesoło rozmawiamy o samochodach
i tunningu. Płyniemy dalej wychodzi słońce i robi się przepięknie, sączymy
piwo i wódkę z colą i wspominamy. Przepływamy obok rezerwatu Krzywe Koło
i zbliżamy się powoli do noclegu w Błędnie. Niestety oba pola zawalone
spływami, z czego drugie pole przypomina rozwrzeszczaną kolonię. Decydujemy,
że płyniemy dalej i szukamy czegoś na dziko. Po drodze pokonujemy nieprzewidzianą
przeszkodę w postaci świeżo powalonego drzewa woda co prawda wyżłobiła
sobie mały bajpas ale Kajki musieliśmy przeciągać po małym bagienku usłanym
kępami traw, które wystawały z wody niczym pale, o które ciągle się potykaliśmy.
W końcu wysiłek się opłacił, lądujemy na przepięknym zalesionym półwyspie
otoczonym rzeką, do którego prowadzi tylko jedna ścieżka z rozległych
łąk. Jest miejsca akurat na rozbicie 3 namiotów. Tworzymy obóz, zbieramy
drewno i przy lekkiej pomocy oleju parafinowego rozpalamy ogień. Tradycyjnie
siadamy przy ogniu, dziewczyny idą nieco wcześniej spać, a panowie kontynuują
pogawędki do późnego wieczora.
Niedziela, 8 lipca
Rano wychodzi słońce i jest wietrznie. Bez pośpiechu pakujemy
kajaki i w słońcu wpływamy na roziskrzoną Wdę. Mamy do pokonania niewielki
odcinek po dość wartkiej rzece z jedną przenoską. Wokół rzeki na Tym odcinku
rozciągają się łąki potem rzeka płynie cały już czas lasem. Dopływamy
do odcinka z licznymi bystrzami i ponieważ wody jest bardzo dużo nie ma
niebezpieczeństwa przedziurawienia kajaka. Lądujemy na przenosce, którą
stanowi przewrócony w poprzek rzeki potężny dąb. Przy niskim stanie wody
można w jednym, miejscu z trudem pod nim przepłynąć, my jednak musimy
obnieść sprzęt bokiem. Idzie nam to dość długo, kajaki jakby były cięższe
niż dnia poprzedniego. W końcu wodujemy się za przeszkodą i płyniemy dalej.
Mijamy Starą Rzekę i powoli Wda zaczyna się szeroko rozlewać, oznacza
to, że niebawem wpłyniemy do Tlenia. Przepływamy pod mostem drogowym i
z daleka oglądamy miejsce gdzie dwukrotnie kończyliśmy spływ. Tym razem
jednak czeka nas jeszcze kilka kilometrów wiosłowania przez zalew. Stanica
Lucyna mieści się nad brzegiem pięknego rozlewiska żurskiego, na początku
zachodniej odnogi w uroczej zatoczce z białym piaskiem i kąpieliskiem.
Dobijamy do stanicy i z bólem rozkładamy kajaki. To już koniec eskapady.
Pakujemy się do Zafiry pobijając swego rodzaju rekord 5 osób z bagażami
i 3 składane kajaki!. Robimy wspólne zdjęcie i jedziemy na początek trasy
po Clio Białego. Tak przepakowujemy rzeczy i spokojnie ruszamy do Gdańska.
W drodze nieśmiało planujemy powrót na rzekę w drugiej części lata.
W dwa dni pokonaliśmy odcinek 45 km. |