piątek, 31 sierpnia
Trasa spływu tym razem wiodła od Miedzna przez Leśniczówkę Czubek
do Leśniczówki Młynki.
Tradycyjnie punktem zbornym jest dom Rodziców Iskry. Tym razem bez zbędnego
zwlekania ruszamy w trasę. Odprowadza nas Biały, który zapowiada, że być
może dojedzie do nas na jeden biwak. Ruszamy w drogę. Docieramy na miejsce
z przygodami. Najpierw po ciemku próbujemy dojechać do Miedzna, co wcale
nie jest prostą sprawą, generalnie, dlatego, że jedzie się tam przez las
po leśnych drogach. Pomimo mapy za pierwszy razem trafiamy do miejscowości
Odry, tam pytamy o drogę i uzbrojeni w informację ruszamy przez las. Wjeżdżamy
do Miedzna i rozpoczynamy poszukiwania pola, które podobno jest na lewym
brzegu. W poszukiwaniach wyjeżdżamy daleko poza wioskę więc postawiamy
wrócić i zasięgnąć języka. We wiosce rozdzielamy się na dwie ekipy jedna
pyta w przepięknej kwaterze agroturystycznej, druga zagaduje napotkanego
lekko nawalonego autochtona. Zarówno podchmielony jegomość jak i właścicielka
gospodarstwa wskazują drogę, którą docieramy na pole. Dodatkowo uzgadniam
z autochtonem pozostawienie samochodu w jego gospodarstwie. Ku mojej radości
pole okazuje się być tym miejsce gdzie w 96 awaryjnie lądowaliśmy na spływie
letnim. Ożywają wspomnienia
. W świetle reflektorów rozbijamy namioty
i wrzucamy rzeczy. Iskra tradycyjnie rozpala ognisko tym razem byliśmy
przezorni i wzięliśmy z Gdańska kilka porządnych polan, żeby nie szukać
po ciemku po lesie drewna. Ponieważ wiej wiatr ustawiamy tak samochody,
żeby się od niego odgrodzić. Zasiadamy przy ogniu i wyminiemy się informacjami
albo jak kto woli plotkujemy przy browarze.
sobota, 1 września
Dzień wstaje słoneczny. Po śniadaniu postanawiamy najpierw rozbić
kajaki. Idzie nam to sprawnie. Pakowanie zostawiamy sobie na koniec, wsiadamy
w samochody i ruszamy na koniec trasy. Niestety trasa znowu wiedzie głównie
przez lasy, co zabiera nam znacznie więcej czasu niż planowaliśmy. Docieramy
w końcu do leśniczówki Młynki i tam po uzgodnieniu z leśniczyną pozostawiamy
samochód. Wracamy trasą już nieco dłuższa, ale za to asfaltową, co w rezultacie
skraca nam czas dotarcia na start. Po drodze spotyka nas niespodzianka.
Na drodze leśnej przemieszcza się orszak ślubny, tempo jazdy spada prawie
do 0. Pozostawiam objechać ich bocznymi drogami. Mały Camel Trophy i już
pędzimy do Miedzna. Zostawiam samochód w gospodarstwie i pakujemy kajaki.
Mija nas spływ jak się okazuje są to ludzie z mojej firmy, którzy płyną
jednodniówkę. Wodujemy i płyniemy za nimi. Pamiętamy, że za kilka minut
spotka nas przenoska przez bardzo niski mostek. Ku naszej radości mostek
został rozebrany i możemy swobodnie płynąć dalej. Powolutku mijamy spływ
firmowy i doganiamy ekipę również na składakach jak się później okazało
byli to znajomi mojej koleżanki. Dopływany do przenoski w Wojtalu. Na
przenosce jest trochę tłoczno spływ firmowy tu się akurat kończy i kilkadziesiąt
osób czeka na transport. Sprawnie przerzucamy kajaki, pozdrawiam znajomych
i płyniemy dalej. Jest piękna pogoda, słońce świeci, woda przejrzysta
i browar zacnie wchodzi. Do Gosi przychodzi sms z zaproszeniem do gry
o nowe Mondeo gramy przez kilkadziesiąt minut odpowiadając na głupie
pytania. Jak łatwo się domyślić operator komórkowy zarobił sporo, a Mondeo
odjechało w siną dal. Dzwonimy do Ola ot tak, żeby pogadać, pozdrowić
w końcu chłopak jest daleko. Dopływamy do Czarnej Wody pokazujemy
sobie miejsca gdzie biwakowaliśmy na poprzednich spływach. Jedno z nich
zupełnie zniknęło. Dzień powoli się kończy. Kontaktujemy się z Białym
nocleg zaplanowaliśmy w okolicy Zimnych Zdrojów na indiańskim polu
biwakowym. Niestety źródło z jakiego korzystaliśmy nieco błędnie podało
położenie pola i je ominęliśmy myśląc że to jeszcze za wcześnie. Ostatecznie
dopływamy do starego, dobrego Czubka. Rozbijamy się po prawej stronie
przed mostem, bo pole po lewej za mostem jest oblegane przez jakieś dziwne
zmotoryzowane towarzystwo. Dojeżdża Biały. Przygotowujemy obiadokolację
i idziemy po drewno do lasu. Tego wieczoru siedzimy długo przy ognisku,
spalamy najmniejsze gałązki w promieniu 2 metrów od ogniska. Biały daje
kolejny wieczorny koncert okazuje się, że zapomniał pojemnika na soczewki.
Jest to powód do trzaskania drzwiami, krzyczenia kur
a, głośnego komentowania
i jeszcze paru innych numerów. Zasypiamy w obawie czy znowu nie będzie
jazdy z samochodem.
niedziela, 2 września
Wstajemy w miarę wcześnie niestety słońce schowało się za chmurami,
ale nie pada. Następuje tradycyjna konsumpcja śniadania i szybkie pakowanie.
Odpływamy w nienajlepszych nastrojach niepokoi nas zachowanie kolegi
Białego. Po drodze dużo rozmawiamy na ten i inne tematy. Dziewczyny układają
plan rozwiązania problemu. Rzeka nas raźno niesie przez piękna dolinę.
Raz po raz las zbliża się do rzeki. Jest pięknie i cicho. Mijamy kolejne
pole biwakowe w Osowie Leśnym, które już nie istnieje, szkoda, bo było
swego rodzaju kultowe. Niespodziewanie dopływamy do Młynków. Pole, na
którym lądujemy jest duże, zadbane, z licznymi wiatami. Wynosimy kajaki
pakujemy rzeczy i ruszamy po samochód na start. Kolejny spływ kończymy
wspólnym zdjęciem.
Przepłynęliśmy 43 km.
|