Wda 2 czyli 31 sierpnia - 2 września 2007
 
Jak zaplanowaliśmy tak zrobiliśmy, pod koniec sierpnia wróciliśmy nad Wdę. Tym razem mniejszym nieco składem ale zacnym.


  1. Agata i Iskra
  2. Gosia i Cypis
  3. Biały - tylko gościnnie

piątek, 31 sierpnia
Trasa spływu tym razem wiodła od Miedzna przez Leśniczówkę Czubek do Leśniczówki Młynki.

Tradycyjnie punktem zbornym jest dom Rodziców Iskry. Tym razem bez zbędnego zwlekania ruszamy w trasę. Odprowadza nas Biały, który zapowiada, że być może dojedzie do nas na jeden biwak. Ruszamy w drogę. Docieramy na miejsce z przygodami. Najpierw po ciemku próbujemy dojechać do Miedzna, co wcale nie jest prostą sprawą, generalnie, dlatego, że jedzie się tam przez las po leśnych drogach. Pomimo mapy za pierwszy razem trafiamy do miejscowości Odry, tam pytamy o drogę i uzbrojeni w informację ruszamy przez las. Wjeżdżamy do Miedzna i rozpoczynamy poszukiwania pola, które podobno jest na lewym brzegu. W poszukiwaniach wyjeżdżamy daleko poza wioskę więc postawiamy wrócić i zasięgnąć języka. We wiosce rozdzielamy się na dwie ekipy – jedna pyta w przepięknej kwaterze agroturystycznej, druga zagaduje napotkanego lekko nawalonego autochtona. Zarówno podchmielony jegomość jak i właścicielka gospodarstwa wskazują drogę, którą docieramy na pole. Dodatkowo uzgadniam z autochtonem pozostawienie samochodu w jego gospodarstwie. Ku mojej radości pole okazuje się być tym miejsce gdzie w 96 awaryjnie lądowaliśmy na spływie letnim. Ożywają wspomnienia…. W świetle reflektorów rozbijamy namioty i wrzucamy rzeczy. Iskra tradycyjnie rozpala ognisko – tym razem byliśmy przezorni i wzięliśmy z Gdańska kilka porządnych polan, żeby nie szukać po ciemku po lesie drewna. Ponieważ wiej wiatr ustawiamy tak samochody, żeby się od niego odgrodzić. Zasiadamy przy ogniu i wyminiemy się informacjami – albo jak kto woli – plotkujemy przy browarze.

sobota, 1 września
Dzień wstaje słoneczny. Po śniadaniu postanawiamy najpierw rozbić kajaki. Idzie nam to sprawnie. Pakowanie zostawiamy sobie na koniec, wsiadamy w samochody i ruszamy na koniec trasy. Niestety trasa znowu wiedzie głównie przez lasy, co zabiera nam znacznie więcej czasu niż planowaliśmy. Docieramy w końcu do leśniczówki Młynki i tam po uzgodnieniu z leśniczyną pozostawiamy samochód. Wracamy trasą już nieco dłuższa, ale za to asfaltową, co w rezultacie skraca nam czas dotarcia na start. Po drodze spotyka nas niespodzianka. Na drodze leśnej przemieszcza się orszak ślubny, tempo jazdy spada prawie do 0. Pozostawiam objechać ich bocznymi drogami. Mały Camel Trophy i już pędzimy do Miedzna. Zostawiam samochód w gospodarstwie i pakujemy kajaki. Mija nas spływ – jak się okazuje są to ludzie z mojej firmy, którzy płyną „jednodniówkę”. Wodujemy i płyniemy za nimi. Pamiętamy, że za kilka minut spotka nas przenoska przez bardzo niski mostek. Ku naszej radości mostek został rozebrany i możemy swobodnie płynąć dalej. Powolutku mijamy spływ firmowy i doganiamy ekipę również na składakach – jak się później okazało byli to znajomi mojej koleżanki. Dopływany do przenoski w Wojtalu. Na przenosce jest trochę tłoczno – spływ firmowy tu się akurat kończy i kilkadziesiąt osób czeka na transport. Sprawnie przerzucamy kajaki, pozdrawiam znajomych i płyniemy dalej. Jest piękna pogoda, słońce świeci, woda przejrzysta i browar zacnie wchodzi. Do Gosi przychodzi sms z zaproszeniem do gry o nowe Mondeo – gramy przez kilkadziesiąt minut odpowiadając na głupie pytania. Jak łatwo się domyślić operator komórkowy zarobił sporo, a Mondeo odjechało w siną dal. Dzwonimy do Ola – ot tak, żeby pogadać, pozdrowić – w końcu chłopak jest daleko. Dopływamy do Czarnej Wody – pokazujemy sobie miejsca gdzie biwakowaliśmy na poprzednich spływach. Jedno z nich zupełnie zniknęło. Dzień powoli się kończy. Kontaktujemy się z Białym – nocleg zaplanowaliśmy w okolicy Zimnych Zdrojów na „indiańskim” polu biwakowym. Niestety źródło z jakiego korzystaliśmy nieco błędnie podało położenie pola i je ominęliśmy myśląc że to jeszcze za wcześnie. Ostatecznie dopływamy do starego, dobrego Czubka. Rozbijamy się po prawej stronie przed mostem, bo pole po lewej za mostem jest oblegane przez jakieś dziwne zmotoryzowane towarzystwo. Dojeżdża Biały. Przygotowujemy obiadokolację i idziemy po drewno do lasu. Tego wieczoru siedzimy długo przy ognisku, spalamy najmniejsze gałązki w promieniu 2 metrów od ogniska. Biały daje kolejny wieczorny koncert – okazuje się, że zapomniał pojemnika na soczewki. Jest to powód do trzaskania drzwiami, krzyczenia kur…a, głośnego komentowania i jeszcze paru innych numerów. Zasypiamy w obawie czy znowu nie będzie jazdy z samochodem.

niedziela, 2 września
Wstajemy w miarę wcześnie – niestety słońce schowało się za chmurami, ale nie pada. Następuje tradycyjna konsumpcja śniadania i szybkie pakowanie. Odpływamy w nienajlepszych nastrojach – niepokoi nas zachowanie kolegi Białego. Po drodze dużo rozmawiamy na ten i inne tematy. Dziewczyny układają plan rozwiązania problemu. Rzeka nas raźno niesie przez piękna dolinę. Raz po raz las zbliża się do rzeki. Jest pięknie i cicho. Mijamy kolejne pole biwakowe w Osowie Leśnym, które już nie istnieje, szkoda, bo było swego rodzaju kultowe. Niespodziewanie dopływamy do Młynków. Pole, na którym lądujemy jest duże, zadbane, z licznymi wiatami. Wynosimy kajaki pakujemy rzeczy i ruszamy po samochód na start. Kolejny spływ kończymy wspólnym zdjęciem.

Przepłynęliśmy 43 km.