Pliszka
- 2-5.10.2008 |
||||||
|
||||||
CZWARTEK, 2.10.2008 Miejsce spotkania Kosobudki. Ekipa szczecińska jedzie przez Niemcy i na Berliner Ringu odbieramy Torstena, robimy rozpoznanie miejsca pozostawienia fur w Słubicach, jemy coś po drodze i docieramy na start ok. 22:30. Rozbijamy namiot 50 metrów za mostem na małej łączce pod lasem w świetle reflektorów samochodu, robimy ognisko, pijemy piwko. Zmęczony Olo udaje się na spoczynek, ja z Torstenem czekamy na gdańską ekipę. Cypis po drodze zabiera Kowala z Obornik i przyjeżdżają ok. 0:30. Cypis pierwszy raz na spływie nową większą furą. Kowal przywozi piwo Czarnkowskie. Smakujemy przy ognisku. Noc jest gwiaździsta i zarypiście zimna. 3 m od ogniska jest tak zimno, że piwo zamarza. W końcu ok. 3:00 ostatni idą spać. PIĄTEK, 3.10.2008 O 8:00 rano kierowcy jadą do Słubic odprowadzić fury. Potem pociągiem o 9:15 ze Słubic do Drzewów i ostatnie 1,5 km na piechotę. W tym czasie ekipa namiotowa się rozgrzewa przy ognisku po mroźnej nocy, rozmnaża namiot, suszy i pakuje w 4 worki dla każdego po części. Po powrocie kierowców jeszcze dopakowujemy się i o 11:00 na wodę. Wodujemy przy moście, ale za mostem pierwszy kamienny próg i pierwsza walka. Dalej co chwilę jakieś zwalone drzewo, lecz to nie drzewa, tylko płycizny są najtrudniejszą przeszkodą. 5 lat temu większość tego odcinka musieliśmy ciągnąć kajaki, teraz da się przepłynąć, ale szoruje się co chwilę o dno. Po 2 godzinach dopływamy do przenoski w Kijewie przy starym młynie, tu krótka przerwa i dalej na rzekę, odcinek jest piękny, nie ma już płycizn, ale nadal bardzo dużo zwałek. Wszystkie można jednak pokonać nie wychodząc z kajaka. Czasem trzeba się mocniej schylić, a czasem wciągnąć brzuch. Ok. 16:00 znajdujemy miejsce, gdzie przed 5 latami nocowaliśmy. My płyniemy dalej, czyli musimy zmierzyć się niebawem z wyschniętym jeziorem. Wygląda to z góry jak jeden wielki step, lecz wije się tam wąska Pliczka. Wije i wije, że końca nie widać. Pokonanie tego odcinka zajmuje godzinę, a potem przez kolejną godzinę aż do Pliszki, gdzie robimy przenoskę na pstrągarni, nie ma miejsca na nocleg. Odcinek do Pliszki jest bardzo malowniczy i prawie bez przeszkód. Do Pliszki dopływamy na 18:00. Decyzja: zostajemy tu na nocleg. Bardzo słuszna, bo właśnie zachodzi słońce i przed nami ostatnie minuty dnia. Kowal z Cypisem zbierają drewno, Olo z Torstenem budują namiot, ja gotuję obiad. Po 25 minutach siedzimy już przy świetle i cieple od ogniska, jedząc smaczny obiad, mając za plecami rozbity namiot. Olo rozkoszuje się własnym menu, a Kowal gotuje na kolejne danie w ognisku zupę na winie. Rozpoczynamy męskie rozmowy o życiu. Jednak ciężki dzień dał się we znaki i niektórzy sen zaczynają od drzemki przy ognisku, a ostatni do namiotu przychodzą o 22:30! Noc zimmmnnnaaa. SOBOTA, 4.10.2008 Budzę się już o 3:45 z zimna. Dalej do 6:30 walczę żeby zasnąć nie myśląc o zimnie. Potem wstaje Kowal i rozpala ognisko. Jestem już przy nim, choć jeszcze nie ma siódmej. Za chwilę jest już Torsten i Olo. Wszyscy w wiadomym celu: poszukiwaniu ciepła. Namiot biały od szronu, łąka biała, kajaki białe. Czy to spływ zimowy? A przecież jeszcze 2 tygodnie temu było astronomiczne lato. Przy ognisku śniadanko (pieczona w ognisku kiełbasa), suszymy wczorajsze ubrania i wszystko, co wieczorem namokło, Kowal łata kajak, pakujemy się i po 10:00 ruszamy. Jednak pierwsze 50 m to przesuwanie się po kamienistym dnie rzeki. Prawie całą wodę zabrała pstrągarnia. Po chwili jednak płynie się bardzo miło. Na tym odcinku rzeka płynie bardzo wolno, aż do jeziora Ratno. Samo ujście do jeziora jest bardzo zarośnięte, ale Torsten swoim kajakiem przeciął przejście i kolejni mają łatwiej. Na jeziorze przerwa, zbieramy się i płyniemy dalej. Odcinek pomiędzy jeziorami Ratno a Wielickim spokojny, mało zwałek, w połowie piękny most kolejowy z małym bystrzem. W końcu wpływamy na jezioro. Wiatr nam nie pomaga, w sumie dla mnie pokonanie jeziora jest cięższe niż pokonywanie zwałek. Przy ujściu pierwszy próg tego dnia. 5 lat temu był poprzedzony rynną a następnie skok, przy aktualnym poziomie wody nie ma rynny, a skok tylko symboliczny. Tu zbieramy się, czekamy na wszystkich, przekąski i napoje i płyniemy dalej. Od tego miejsca zaczyna się najpiękniejszy i najdzikszy odcinek Pliszki. Rzeka ma swoją głębokość, w wodzie głazy, czasami zwałki, krajobrazowo przepiękna, odludzie. Do tego świecące słońce i jesienne kolory! Po prostu super. Cypis łapie kryzys, no nic dziwnego, właśnie zbliża się do swojego 3000 Czubkokilometra. Cypis, nie przychodź nigdy na emeryturę! Dopływamy do drugiego progu, różnica poziomów jest tu już znaczniejsza. Na skok decyduje się Kowal, Shuya i Torsten, Olo i Cyki przenoszą. Skok jest bezpieczny, bo w wodzie nie ma kamieni a do dna jest daleko. Tu podejmujemy decyzję, że Torsten czeka na jubilata a ja z Olem i Kowalem płyniemy do Sądowa, tam szukamy miejsca na nocleg, budujemy namiot i szykujemy ognisko. W takich momentach uważam decyzję za słuszną, bo silniejsza ekipa przy krótkim dniu zdąży przygotować obóz, a słabsza ekipa ma świadomość, że choć wolniej to płynie do gotowego obozu i gorącego ogniska. Tym bardziej, że to ok. 1,5 -2 godziny płyięcia. Po drodze jeszcze próg nr 3 tego dnia. Różnica poziomów ok. 2 m. Olo przenosi, ja z Kowalem płyniemy. Decyzja szalona, ale raz się żyje. Utknęliśmy między głazami zalewani wodą od tyłu. Super! Kowal desperacko wylazł z kajaka i nas przepchał. Mogło być niewesoło. Jeszcze 30 min i dopływamy do Sądowa, szukamy miejsca, to podmokłe, to za małe, to przy drodze, to pod drutami W końcu mamy, wiejskie małe boisko, gospodarz się zgadza, mamy studnię, miejsce na ognisko i drewno w okolicy. Dopływamy ok. 17:15, rozbijam z Olem namiot, Kowal zbiera drewno. Przebieramy się i o 18:00 są już Torsten z Cypisem, rozkoszujemy się widokiem pięknego zachodu słońca na tle czerwonolistnego klonu przy naszym namiocie. Ogień nie chce się jakoś rozpalić, więc podniecamy go benzyną. I już płonie! Szybko robi się już ciemno, kiedy siadamy przy ognisku jest już prawie ciemno. O jak przyjemnie po ciężkim kolejnym dniu zasiąść razem do ogniska, pożywić się, pośmiać i pogadać w męskim gronie. Podobnie jak poprzedniego dnia drzemanie zaczyna się jeszcze przy ognisku, ok. 22:00 pierwsi są w namiocie. Ja z Torstenem gasimy ognisko koło północy. Noc zimna. NIEDZIELA, 5.10.2008 Poranek podobny jak poprzedniego dnia, może troszkę "cieplej". O siódmej rano spotykamy się przy ognisku. Cóż za nowa świecka tradycja. Pieczona kiełbasa na śniadanie, pakujemy się, dziś musimy dopłynąć do Słubic, gdzie czekają na nas fury. Najpierw przenoska, wodując się odnajdujemy tajną kwaterę Violetty Villas. Psy szczekają jakby człowieka dawno nie widziały. Płyniemy dalej, krajobrazowo kontynuacja poprzedniego dnia. Gęste lasy, odludne okolice, zwałki, choć za Sądowem odnajdujemy ślady przecinki ręką ludzką uczynione. Po ok. 5 km kończą się zwałki, rzeka zwalnia i zaczyna się delikatny zalew przez zastawką w Koziczynie. Przed wojną były tu duże zakłady celulozy, dziś pozostały tylko pstrągarnia i ruiny. Z boku ruiny pięknego pałacyku. Przenosimy inaczej jak 5 lat temu, wtedy były tu 2 przenoski, dziś drugiej nie ma- jaz jest otwarty. Przepływamy tu pod ciekawym, wielopoziomowym mostem przedwojennych zakładów, przypominający akwedukt. Torsteno z Olem popłynęli przodem, ja z Cypisem i Kowalem płyniemy z tyłu. Elegancko pokonujemy liczne przeszkody. Po drodze ładny most kolejowy. Po 2 godzinach dopływamy do ostatniej miejscowości przed granicą: Uradu. Jeszcze 20 min i wpływamy do Odry. Cypis montuje sobie w Jukonie steg. Odra płynie bardzo szybko, jakieś 5 km/h, do tego prędkość od wioseł i posuwamy się zdecydowanie szybko. Po drodze spotyka nas policja niemiecka. Według Torstena niemieckie kajaki mają mieć niemiecką flagę, według polskich przepisów, polskie małe jednostki powinny mieć napis nazwę jednostki. No to Torsten wywiesił niemiecką flagę, a my mamy napisy. Policja przepływa obok nas zatrzymując jakąś niemiecką łódź i robiąc do tego wysoką falę. Po 16:00, po ok. 2-godzinnym pokonywaniu 17 km odcinka Odrą dopływamy do Słubic, wpływamy do portu gdzie z trudem znajdujemy miejsce do zakończenia spływu. Wychodzimy na ląd i spada deszcz. Pakujemy się, pamiątkowe zdjęcie, refleksja: jesteśmy wielscy i do domu. To był zajeb spływ. | ||||||
WNIOSKI | ||||||
|