piątek, 13.06.2008
Spotykamy się w deszczu nad jez. Głębokim niedaleko Gałęzowa.
Jest tam przystań kajakowa z drewnianym wielkim wigwamem. W środku można
palić ognisko, w razie deszczu nie pada na głowę, w razie chłodu ciepło
nie ucieka, w razie wiatru nie wieje
. Pole biwakowe jest zadbane, pięknie
położone nad czystym jeziorem, dobrze oznakowane z wody, liczne stoliki
i ławeczki. Widać, że miejscowi się troszczą o to miejsce. Szacunek! Można
też spodziewać się wizyty miejscowych ale raczej przyjaźnie nastawionych.
Przy ognisku spotykamy parę z Warszawy płynącą szlakiem Słupi. Rozmawiamy
sobie przy ognisku, a gdy oni idą już spać, to i my przenosimy się do
namiotu. Tej nocy jest bardzo zimno.
sobota, 14.06.2008
O ósmej pobudka, śniadanko, pakowanko. Spotykam nad wodą miejscowego
wędkarza, rozmawiam chwilę o zaangażowaniu miejscowych w to miejsce i
ochronę przyrody. Budujące! Przy okazji załatwiam miejsce do przechowania
skody do niedzieli. Pakujemy się do Cypisa Zafiry a Skodę zostawiamy w
Gałęzowe. Jedziemy do Sulęczyna, nie zaczynamy od rynny, mało wody a poza
tym mam przecież złamaną kość śródstopia, nogę w gipsie i nie chce ryzykować.
Zaczynamy zaraz za rynną w Kajlandii, miejscu znanym z jazdy konnej, jest
tam także pole biwakowe dla kajakarzy. Gdy dojeżdżamy nie ma nikogo, same
konie. Po telefonie zjawia się bardzo miły właściciel, pomaga i daje wskazówki
jak płynąć przy moście w Nowym Polu. Cypisa lekko blokują konie w momencie
kiedy chce wyjechać z łąki nad rzeką na szczęście właściciel interweniuje.
Startujemy, według tablic szlaku kajakowego to 118,9 km.
Szlak Słupi jest bardzo dobrze oznaczony na wodzie, we wszystkich trudniejszych
miejscach słupki i znaki ostrzegawcze, miejsca biwakowe opisane z wymienionymi
dalszymi polami z podaniem km. Po prostu kultura! Szlak bardzo dobrze
przygotowany!
Początkowe 30 minut na wodzie to przełomowy odcinek Słupi, liczne bystrza,
małe zwałki, zakręty w pięknych okolicznościach przyrody. Płytko, często
szorujemy dnem o kamieniste dno rzeki. A mamy przecież jedynki. Po 30
minutach dopływamy do miejsca startu sprzed 11 lat. Poznajemy to miejsce
choć z trudem. Dalej rzeka jakby mniej dzika, co raz mniej bystrzy i
płycizn aż w końcu wypływa z lasu i płynie szeroką doliną pomiędzy 2 ścianami
lasu. Słupia płynie wśród łąk, mijamy kilka dobrych miejsce na odpoczynek
na jednym z nich przystajemy na krótki popas. Na przepłyniętym odcinku
Słupia ma charakter wąskiej, bystrej, przełomowej leśnej rzeki. Pomimo
nie najniższego poziomu wody często szorujemy o kamieniste dno. Nie ma
uciążliwych zwałek. Za to piękne widoki, woda krystalicznie czysta, udało
nam się zobaczyć dziką zwierzynę przy wodopoju.
Wkrótce dopływamy do mostu i miejsca biwakowego Parchowo z kamieniem papieskim.
Rzeka ma tu dalej charakter łąkowy płynąc w 500 m dolinie ograniczonej
z obu stron lasem. Na niebie mijają nas różnokolorowe chmurki i zaczyna
wnet przeważać kolor wskazujący na rychłą ulewę. Przyspieszamy, żeby zdążyć
schronić się pod mostem w czasie ulewy i udaje nam się w ostatniej chwili.
Letnie urwanie chmury spędzamy zaklinowani pomiędzy filarami pod mostem
racząc się zimnymi napojami i rozkoszując się urokiem miejsca. Letnie
ulewy mają to do siebie, że szybko przychodzą, są obfite i podobnie jak
przyszły, szybko odchodzą. Po półgodzinnej przerwie jesteśmy na wodzie
i po chwili wpływamy na j. Żukowskie. A tam wita nas tafla cała wypełniona
łabędziami. Mamy tu sposobność do spokojnego dryfu i ucinamy sobie dłuższą
pogawędkę. Wkrótce dopływamy do końca jeziora, skąd uchodzi dalej Słupia.
W tym miejscu nocowaliśmy 11 lat temu i wtedy płynęliśmy cały dzień. Teraz
odcinek pokonujemy w 2 godz. i kilkanaście minut. Inny sprzęt, inne załogi,
inne czasy! Cyki wyskakuje zrobić pamiątkowe fotki. Miejsce się nie z
mieniło tylko pojawiła się tablica zakazująca biwakowania. Płyniemy
dalej, jeszcze tylko 1 km spokojnym kanałem i dopływamy do Młynek, zapory
przed elektrownią, miejsca, skąd zwykle się przewozi kajaki kilka km wokół
elektrowni, tak robiliśmy 11 lat temu, ale nie teraz. Cypis przenosi nasze
kajaki (ja zajmuję się wiosłami), wodujemy się do kanału i dalej spokojnie
płyniemy jeszcze ok. 2 km do elektrowni Soszyca. Jesteśmy spokojni bo
wcześniej wykonaliśmy telefon z prośbą o zgodę na płynięcie do kanału.
Woda płynie tu bardzo wolno, brzegi są delikatnie owałowane, w takich
okolicznościach wkrótce dopływamy do elektrowni. Tym razem miejsce do
wyciągania nie takie dogodne jak poprzednio, ale Cypis daje radę. Twardy
w końcu jest, nie miętki! Rezygnujemy z planu zwiedzania elektrowni (moja
złamana noga w gipsie nie jest argumentem zachęcającym do spacerów), za
to po zniesieniu kajaków do starorzecza robimy popas. Przewodniki podją
że z tego miejsca trzeba dokonac przewózki do Soszycy podejrzewamy że
może to byś spowodowane niskim poziomem wody w starorzeczu. Gorące kubki
zagryzane kabanosami i parówkami sycą. Przy okazji mija nas ledwo zauważalny
deszczyk. I w drogę! Na początku płycizna, starorzecze prawie pozbawione
jest wody, za to dużo tu głazów, daje się przepłynąć, powoli czasem ocierając
dnem. Potem jeszcze pochyły próg do pokonania, kilkadziesiąt metrów kanału
i jesteśmy w głównym korycie. Tu jest już dużo wody, która szybko płynie.
Przed nami piękny nieznany odcinek do Soszycy. Sporo przeszkód, możliwych
do pokonania bez heroicznych wysiłków. Jest godzina 17:00 i jesteśmy w
Soszycy. Za nami ponad 17 km i 2 przenoski. Płyniemy dalej. Wpływamy do
Rezerwatu Doliny Słupi. Na początku silne bystrze pod starym mostem kolejowym.
Kiedyś obnosiliśmy, teraz spokojnie przepływamy. Pamiętamy ten odcinek
jako bardzo zwałkowy. Nie pamiętamy jego uroków, które teraz możemy odkrywać.
Przeszkody pokonujemy elegancko. Na odcinku do Gołębiej Góry rzeka ma
znowu przełomowy charakter, jest tu za to dużo wody i jest zdecydowanie
więcej przeszkód, niż na pierwszym etapie. Pogoda za to się wyraźnie określiła,
słońce świeci, żadnego deszczu. Wreszcie pojawia się pierwsze drzewo przewalone
po całości i sporo wystające ponad linię wody. Razem pomagamy sobie pokonać
tę przeszkodę. Jeszcze były 2 takie miejsca i nie obeszło się bez wysiadania
Cypisa, wskakiwał na przeszkodę i mnie przeciągnął. Po drodze staramy
się odnaleźć miejsce, gdzie 11 lat temu awaryjnie nocowaliśmy - niestety
bez skutku. Wspominamy liczne zwałki, wspominamy miejsce, gdzie Biały
dawał dobre rady: e
szukajcie tam gdzie wpadło!
Po 20:00 dopływamy do mostu na wojewódzkiej 212. Przed mostem pole biwakowe,
kajakarze i ognisko. My tymczasem dobijamy za mostem. Jeszcze bardzo silne
bystrze pod mostem, i wysiadamy przy kamieniu papieskim nr 5. Jesteśmy
na lądzie o 20:30. Tego dnia pokonaliśmy ponad 28 km w 9 godzin. 2 przenoski
sporo przeszkód, przerw i wypitych napojów.
Rozkładamy namiot, szykujemy kolację, niestety nie ma tu zasięgu żadna
sieć, nie będzie SMSów, że bezpiecznie dotarliśmy. Są tu 2 miejsca biwakowe:
jedno przed a drugie za mostem. Na naszym są 2 małe wiaty z ławeczkami,
zajmujemy jedną, siedzimy jeszcze godzinkę, robi się bardzo zimno, jesteśmy
jednak zbyt zmęczeni na ognisko, tym bardziej, że Cypis zrobił rozpoznanie,
że las wyczyszczony i trzeba byłoby chodzić dalej, a ja nie jestem miłośnikiem
spacerów z gipsem po lesie, a przecież przyjaciela samego do lasu po ciemku
nie puszczę. Zabieramy więc napoje i idziemy do namiotu. Tak sobie rozmawiamy,
rozmawiamy, że o 23:00 już śpimy. Od czasu do czasu czujnie Cypis podnosi
głowę bowiem na pole zjeżdżają samochody. To był męczący dzień ale za
to jaki fantastyczny!
niedziela, 15.06.2008
Wstajemy o 8:00 rano, świeci ładne słońce, szybko suszymy wilgotne
wczorajsze ciuchy. Widać efekty nocnej wizyty na biwaku zbieraczy puszek.
Powywalane śmieci, tym razem wielki minus dla miejscowych! Śniadanko,
pakowanko i po 10:00 jesteśmy już na wodzie. Odcinek dalej bardzo atrakcyjny.
Bystrza, zwałki i piękna przyroda. Tylko raz jeszcze Cypis musi wychodzić
żeby mnie przeciągnąć przez przeszkodę, ale razem pokonujemy wiele innych
porządnych zwałeczek. Z czasem Słupia zwalnia i dopływamy do pamiętnego
sprzed 11 lat miejsca, gdzie skręciliśmy na starorzecze, żeby wówczas
dopłynąć do zapory na zalewie, za którą nie było już rzeki
Tym razem
miejsce to jest oznaczone jako dopływ Bytowej. I żaden kajakarz już się
nie pomyli. Wpływamy na Bytową (starorzecze), przepływamy pod zastawką.
Rzeka ma tu inny charakter, kolor, konsystencję. Nie jest taka czysta
i przejrzysta jak Słupia. Po chwili wracamy, spokojnym dryfem i wpływamy
na jez. Głębokie. Wiemy o tym że nieuchronnie zbliża się zakończenie naszego
spływu. Żałujemy, że nie wzięliśmy dnia wolnego i nie mieliśmy jeszcze
1 dnia na płynięcie. Na jez. Głębokim sporo miejsc do dzikich biwaków,
lecz decydując się na to należy pamiętać o rezerwacie i mandacie. Dopływamy
ok. 13:00 na miejsce, gdzie w piątek wieczorem się spotkaliśmy.
Według relacji spotkanych w piątek Artura i Renaty na odcinku od Soszycy
miało być jakieś 10-15 przeszkód wymagających wysiadania z kajaka. My
tymczasem naliczyliśmy 3 takie miejsca, gdzie Cypis musiał wychodzić i
mnie wciągać na przeszkodę oraz jakieś 3 inne miejsca, gdzie razem pokonaliśmy
przeszkodę bez wychodzenia, inne pokonywaliśmy bez problemów. Inny sprzęt,
inna ekipa.
Pakujemy się, Cypis przyprowadza Skodę z Gałęzowa, gdzie bezpiecznie czekała
na nas od wczoraj, jemy coś przed drogą i po 14:00 wyjeżdżamy do Kajlandii
po Cypisa zafirę. Przepakowujemy się i po 15:00 rozjeżdżamy się do domów.
Żegna nas wiatr i lekki deszczyk.
To był taki weekend, o którym bardzo długo się pamięta. Pomimo niepokojących
prognoz pogoda okazała się łaskawa, pomimo złamanej nogi udaje się bez
absolutnie żadnych problemów przepłynąć odcinek, odkrywamy rzekę, która
11 lat temu pokazała nam zupełnie inne oblicze. Zdobywamy się na coś więcej,
kolejny raz porywamy się na trudniejsze odcinki i dajemy radę, wspierając
się nawzajem. Wreszcie bezcenne męskie rozmowy, bez owijania w bawełnę,
bez upiększania, po prostu, po męsku. Wiemy, że choć każdy z nas ma swoje
życie w innym zakątku Polski, do dużo byśmy stracili, gdybyśmy tego nie
kontynuowali.
Co za rok?
|