środa, 30.04.2008
Dwa pierwsze noclegi załatwiliśmy przez Kowala w klasztorze pocysterskim
w Wągrowcu. Zabudowa klasztoru sięga końca XIV w. A wewnątrz murów chłodno
jak w zamku w Malborku. Ale drzwi są! I ciepła woda. Spotykamy się późnym
wieczorem, ostatnia załoga dociera przed 23:00. Wyciągamy gitary, napoje,
zaczynamy nocne harce. Na koniec Olo z mopem poleruje kilkusetletnie posadzki
jak duch mnicha.
czwartek 1.05.2008
Pobudka, rozkładanie kajaków, pakowanie na przyczepkę. Dziś płyniemy
bez bagaży a Olo pierwszy raz testuje swój nowy kajak Fiji Balou. Zaczynamy
ok. 12:00 z Janowca Wlkp. Początkowo rzeka szeroka jest na 5-8 m. Pierwsze
6 km płyniemy leniwie często łącząc się w tratwy. Z rzadka spotykamy bardziej
wymagające przeszkody. Od czasu do czasu kropi lekki deszczyk przypominając,
że to jeszcze nie lipiec. W końcu decyzja: lecimy na wiosłach do zastawki
Gorzewo, gdzie możliwa jest przenoska. Jednak Kasia zwraca uwagę na coś
po prawej. Okazuje się, że znajdujemy topielca. Zaczyna się akcja, Biały
dzwoni na policję, mamy pozostać na miejscu i czekać na przybycie funkcjonariuszy.
Okazuje się, że jesteśmy lepiej zorientowani w terenie od lokalnych stróży
prawa. Czas płynie jak rzeka. W końcu władza dociera jednak zaczyna się
procedura ustalania, czy oby nie jesteśmy jeszcze w powiecie Żnińskim
czy już w Wągrowieckim. Na szczęście jesteśmy w Wągrowieckim, więc funkcjonariusze
przystępują do czynności. Spisywanie zeznań, co tu zeznać, płynęliśmy,
zobaczyliśmy ,zadzwoniliśmy, przecież to nie my
! Kasia doskonale znając
realia sądownicze składa wyczerpujące zeznania. Przyjeżdża wezwana straż
ogniowa do wyciągnięcia ciała, niestety, są po złej stronie rzeki, Irek
przewozi ich kajakiem Ola jak promem na drugi brzeg. Swoją drogą ciekawe
jak potem wrócą
Przybywają służby w białych kitlach i tłumy lokalnych
gapiów. My dostajemy zgodę na opuszczenie miejsca, tymczasem nadciągające
ponad naszymi głowami ciemne chmury zwiastują obfity opad. Dopływamy do
jazu, cześć skacze, cześć przenosi, pod mostem spędzamy większość ulewy.
Wiemy, że możemy nie zdążyć do Wągrowca. Jednak czekać do 19:00 na transport,
gdy zimno i mokro
to już lepiej płynąć. Rzeka płynie tu szybciej, przeszkody
są, pojedyncze zwalone drzewa, pojedyncze głupie kładki. Dopływamy do
Mieściska, przepływamy 6 km w bardzo dobrym czasie, zapachniało optymizmem,
decydujemy się płynąć dalej licząc na dopłynięcie do Wągrowca za dnia.
2 km dalej dopływamy do kolejnego jazu, tym razem duża różnica poziomów,
szybki nurt i kamienie pod wodą czynią go wyzwaniem. Olo idzie pierwszy
i nabiera dużo wody. Ta droga nie jest dobra. Irek znajduje lepsze miejsce
i tu można skakać. Shuya drugi. Olo po chwili pokonuje jaz ponownie. Tym
razem pełen sukces. Składaki rozsądnie są przenoszone. Dalej płyniemy
bardzo szybko, dopiero 5 km przed Wągrowcem natrafiamy na świeże zwałki
zębem bobra poczynione. Kasia łapie wywrotkę kiedyś musi być ten pierwszy
raz. Olo z Białym natomiast walczą, żeby wywrotki nie mieć. Składaki ponownie
suną po trawie, jedynki jakoś się przedzierają. O 19:30 dopływamy do bifurkacji
wągrowieckiej. Tu Wełna krzyżuje się z Nielbą. Jest późno, my zmęczeni
, nie mamy czasu na zachwycanie się osobliwością, po prostu profanujemy
bifurkację, przepływając po niej jak auto na skrzyżowaniu, zakręt w lewo
i po bystrzach suniemy do mostu przy klasztorze, gdzie już czeka na nas
Kowal z przyczepką na kajaki. Dziewczyny idą do klasztoru, chłopcy pakują
kajaki i jak agenci ochrony konwojują je przed budynek. Teraz jeszcze
gorąca kąpiel, piwko i
spać. Spotykamy Mańków, lecz nie mamy siły na
dłuższe posiadówy. Ten dzień był bardzo męczący: 24 km, przeszkody, jazy,
zwałki, trup, deszcz i ziąb. Do tego Kasia pierwszy raz na jedynce przeszła
swój chrzest przez zanurzenie. Od wyruszenia z Gorzewa 18 km pokonujemy
w 3 godziny, co biorąc po uwagę liczne przerwy jest nie lada wyczynem!
O 23:00 wszyscy już spali.
piątek 2.05.2008
Od rana świeci słońce. Schną szybko wilgotne jeszcze rzeczy,
pakujemy się, odstawiamy auta z rzeczami do Rogoźna i kolejny dzień płyniemy
na pustaka. Płynie z nami dziś Kowal, łączy z Shuyą Yukony w tratwę. Dużo
frajdy. Wyruszamy Nielbą spod klasztoru, po kilkuset metrach Nielba wpada
do Wełny, następnie spiętrzona Wełna staje się jeziorem. Na jeziorze łączymy
się i czas na piwko i relaks. W miejscu spiętrzenia mamy przenoskę, jednak
Irek i Kowal skaczą Chopperem. Dalej kilka zwałek i rzeka płynie szybko
wśród łąk. Od czasu do czasu spada przelotny deszcz, my skaczemy przez
progi, spiętrzenia czy jazy. Rzeka ma tu bardzo spokojny charakter, choć
z powodu wysokiego poziomu płynie dość szybko. Wreszcie ok. 16:30 dopływamy
do Rogoźna. Na początku miasta wpływamy pod prąd w Małą Wełnę, pokonujemy
próg (niektórzy nie muszą obnosić) i wpływamy w jez. Rogoźno. Tu w ośrodku
Kotwica czekają na nas nasze rzeczy. Rozbijamy się na terenie ośrodka
i część rusza na miasto po pizzę i zakupy.
Wieczorem tratwa wyrusza na drugą stronę jeziora i przywozi bardzo dużo
drewna. Mamy wreszcie nasze inauguracyjne ognisko. Czas spędzamy na pogawędkach
i pogaduszkach.
Tego dnia pokonujemy ok. 17 km, 1 przenoska i kilka progów.
sSobota 3.05.2008
Od rana słońce jak w piątek, tylko bez chmur zupełnie. Pakujemy
się i zawozimy auta z rzeczami do Kowanówka, jednak Biały, z powodu nadzwyczaj
niebezpiecznego katarku nie będzie mógł od tego dnia towarzyszyć nam na
wodzie. Powikłania pochorobowe mogą przeszkodzić mu w pełnieniu zaszczytnej
służby ku chwale ojczyzny, dlatego sobotni dzień spędzi pod hasłem: poznaj
swój kraj odcinek 37 poznański rynek. My tymczasem ruszamy na najdłuższy
odcinek tego spływu. Wracamy na Wełnę i mijamy z prądem próg przy ujściu
Małej Wełny. Początkowo Wełna ma charakter łąkowy, trochę przeszkadza
wiatr w twarz, jednak za mostami kolejowym i drogowym rzeka zmienia kierunek
i płyniemy już w lesie z wiatrem. Prąd jest szybki, od czasu do czasu
przeszkody urozmaicają płynięcie. Spotykamy jeden kilkukajakowy spływ,
oddajemy znalezione przez Ola wiosło. Dopływamy do bystrz w Wełnie a następnie
do młyna w Jaraczu. Tu musimy przenosić kajaki. Dalej płynie się bardzo
szybko i już o 17:45 dopływamy do Kowanówka. Wyjątkowo szybko. Tego dnia
pokonujemy ok. 28 km, liczne przeszkody, zakręty, zakola, progi.
Rozbijamy się na łące za mostem w Kowanówku po lewej stronie. Jest ognisko,
są gitarki, jest czad, jednak fajna atmosfera rozpływa się przy kilkukrotnym
wyciu alarmu samochodowego Mańków. Nie wiadomo, czy ktoś nas podchodzi,
robi sobie żart, czy może mucha wleciała do auta i teraz lata sobie przy
czujce ruchu. Noc bardzo zimna.
niedziela 4.05.2008
Biały nadal niezdolny do płynięcia. Jego miejsce zajmuje Marta,
chociaż na kilka chwil być na wodzie, chociaż przez kilka kilometrów
!
Poranne ruchy jak zawsze, śniadanko, pakowanko, samochody, wypływamy.
Jednak tego dnia jakoś szybciej, bo mamy zarezerwowany przez Iwonę stolik
w pizzerii o 13:30 w Obornikach. Tymczasem Biały: poznaj swój kraj odcinek
38 obornickie zakamarki.
Ruszamy o 11:15. Rzeka płynie bardzo szybko, ten odcinek jest przełomowy,
liczne bystrza, zakręty, rzadko przeszkody naturalne. Po kwadransie dopływamy
do jazu Rudki. Jedynki i Olo skaczą, Kasia jednak sobie odpuszcza, co
przypłaca zamoczeniem na błocie. Cypis próbuje sam na składaku, jednak
uderza burtą łamiąc sobie cienką wzdłużnicę, traktuje to jak ostrzeżenie
i wraca do przenoszenia. Dalej rzeka jeszcze bardziej malownicza, płynie
w wąwozie, często zakręcając, falując na bystrzach, jakby się gotowała.
Po 2 kwadransach dopływamy do elektrowni w Obornikach. Tu na Martę czeka
mąż jak znak wskazując, że w tym miejscu kończy się jej kajakowa przygoda.
Ten jaz wygląda najtrudniej. Wysoko, szybko, oj, będzie się działo. Kowal
skacze pierwszy, potem Shuya i Olo, dalej Anula i Iwona. Reszta przenosi.
Ostatnie 500 m Wełny płyniemy już w grupie, razem wpływamy do Warty i
po 500 m kończymy na Ranchu Fiwera. Jest tu mała nadwarciańska łączka,
akurat miejsca do rozłożenia składaków. Kończy się nasz spływ, pakujemy
się do samochodów i na koniec jeszcze wspólna pizza. Obsługa beznadziejna,
za to jadło extra. Choć tego dnia pokonujemy niecałe 6 km, to płyniemy
rewelacyjnym odcinkiem.
Podsumowanie
Pokonaliśmy ok. 75 km, niezbyt liczne przeszkody naturalne pasowały bardzo
do wiosennego spływu na składakach, kiedy niezbyt chętnie moczy się nogi
w wodzie. Jednak pokonanie tak długich odcinków było możliwe tylko dzięki
szybkiemu nurtowi wody o tej porze roku oraz ze względu na fakt, że płynęliśmy
na pustaka. Noclegi w klasztorze w Wągrowcu okazały się strzałem w 10!
W tych dniach właśnie padał deszcz. Jednak noclegi wyniosły nas więcej
niż się spodziewaliśmy: nowy proboszcz nowe stawki, jednak było warto.
Rzeka Wełna, nazywana jest Perłą Wielkopolski, po przepłynięciu jej większego
odcina wiosną, kiedy ożywa przyroda, kiedy jest w korycie dużo wody, jestem
przekonany, że Wełna w pełni zasługuje na to miano. Polecam wszystkim!
|