Brda 2009 - czubkowe otwarcie sezonu
 
 
  1. Iskra - ojciec spływu na jedynce
  2. Olo - zastępca ojca na jedynce
  3. Marta, Maniek, Kuba, Filip - na rowerach
  4. Bialy z Asią - samochodowo

Dzien 1 czwartek 30.05
Olo jako że ma najdalej tradycyjnie pojawia się pierwszy w miejscowosci Mylof. Po rozpoznaniu terenu i stwierdzeniu braku leśniczego w leśniczówce oraz braku sieci Era (pogratulować), jedynka wraz z Olem i telefonem pragnącym sieci udaje się w gorę jeziora Zapora do miejscowosci Męcikal. Po nawiazaniu kontaktu z Iskrą i zdaniu relacji z miejsca pora na relax jako ze pogoda cudowna, jezioro malownicze, dwa żubry i spokój. Po przyplynięciu udaje się zastać milego leśniczego, który przechowa nam samochody do niedzieli i udostępni ładne miejsce z wiatą i paleniskiem kolo zapory. Korzystajac z chwili czasu przed przyjazdem Iskry, Olo udaje się do lasu w celu pozyskania drewna aby uzupelnic zapas przywieziony w bagażniku z domu. Slońce znika za drzewami, za to pojawia sie Iskra z nowym czarnym rumakiem i zielonym kajakiem. Szybkie powitanie i rozstawiamy namiot. Rozpalamy ognisko, pieczemy kiełbaski jest piwo i są meskie rozmowy.

Dzien 2 - 27 km piatek 1.05
Wstajemy przed budzikiem i to nie z powodu slońca gdyz postawiony umiejętnie namiot jest w cieniu, powodem jest pecherz, ktory juz nie daje rady. Po sniadaniu Iskra nawiazuje kontakt z Mańkami, ktorzy jeszcze są w domu, wiec decydujemy sie spotkac w miejscowosci Rytel. Pakujemy wszystkie rzeczy do kajakow, dstawiamy fury do lesniczowki i ciagniemy kajaki nad wode. Dojscie do wody jest tak strome, ze nie mozemy we dwoch utrzymac zapakowanego kajaka i puszczamy go w dol. Na szczescie zatrzymal sie nad sama woda. Z drugim kajakiem jest tak samo. Co prawda na poczatku Olo mial plan zjechac w kajaku ale okazalo sie, ze nie ma jak wsiasc, wiec kajak pojechal sam. Odbijamy od brzegu z wielkim trudem, wody jak na lekarstwo z powodu zamkniecia przeplywu przez elektrownie. Na szczescie pstrągarnia zasila rzeke i po krotkim czasie mozna już plynac normalnie. Po 6km zatrzymujemy sie w miejscowosci Rytel. Okazuje sie ze plyniemy jakos tak szybko, ze mamy jeszcze duzo czasu do przyjazdu Mankow, udajemy sie wiec do pobliskiego baru po zimne piwo z kija. Witamy radośnie rowerowa rodzine i przekazujemy im do samochodu namioty i śpiwory. Poniewaz plyniemy szybko ustalamy miejsce noclegowe w Woziwodzie. Rzeka jest piekna i malownicza. Po drodze wyprzedzamy poprzednie splywy i robimy przerwę na popas widząc pole Zielony Wiatr z dzialającym nad pomostkiem zegarem. Plyniemy dalej oczarowani rzeka i wyprzedzamy kolejne splywy. Ladujemy na polu w Woziwodzie majac znowu dobry czas. Nie ma jeszcze ani Mankow, ani Bialego z Asia. Upatrujemy ladna wiate z kominkiem i z trawka obok i tam postanawiamy zalozyc oboz. Pojawia sie Bialy z kobieta, a po jakims czasie Manki i mozemy już rozkladac namioty. Dokonujemy oplat biwakowych i zakupujemy duza taczke drewna. Mamy do dyspozycji lazienki z natryskami wieczorem i rano. Iskra rozpala ogien w palenisku i zaczynamy biesiade. Jest gril i pysznosci na nim, pojawiaja sie tez mielone polecane przez Bialego. Ten wieczor jest dlugi. Jedni dobrowolnie, inni za namowa lokuja sie w namiotach.

Dzien 3 - 27 km sobota 2.05
Namioty tradycyjnie w cieniu, tylko znowu pecherz wygania nas przed budzikiem. Sniadanie, prysznic, ustalamy trase i pakujemy wszystkie rzeczy do samochodyw. Tego dnia plyniemy na pustaka. Rzeka jest po prostu cudowna. Mijamy poprzednie splywy i plyniemy na popas na pole Golabek 2. No ale trzeba plynac dalej. Ruszmy na umowione miejsce spotkania za mostem Swiecie - Tuchola. Tam napotykamy na kocu Bialego z Asia. Manki sa nadal w rozjazdach wiec po milej chwili plyniemy dalej do pola Swit. Po drodze zaszczyca nas para koni ze zrebakiem udajaca sie do wodopoju. Na calej trasie drzewa po umiejetnych manewrach pozwalaja swobodnie plynac, no ale... Jakies 500 metrow przed koncem trasy napotykamy na drzewie czlowieka a pod drzewem kajak. Pomagamy uwolnic podtopiony i zaklinowany kajak. W ruch poszla rzutka i kajak znalazl sie przy brzegu. Doplywamy do pola Swit. Pierwsze, co sie narzuca to komary. Ponieważ okolica jest podmokla, komary maja raj, my nie. Pierwsi pojawiaja sie Asia z Bialym z naszymi rzeczami, wiec możemy robijac oboz. Udajemy sie do lasu po drewno ale po wizycie opiekuna pola, okazuje sie ze nie ma zgody na ognisko, jedynie na grila a i straz lesna nie bedzie zachwycona widokiem nielegalnie pozyskanego drewna. Co robic? Po raz pierwszy w historii wynosimy drewno do lasu zostawiajac jedynie male patyki pod klubowego grila. Grilujemy w najlepsze i zaczyna zmierzchac, az tu nagle pojawiaja się na wodzie kajaki. Wylaniaja sie przemoczeni ludkowie, ktorzy pozniej okazuja sie harcerzami. Zapraszamy ich blizej i Iskra wznieca wiekszy ogien i czestuje kielbaskami. Nie ominely ich wywrotki i zamoczony telefon. Na szczescie Bialy udostepnia telefon i przelozona karta pozwala na scigniecie ich samochodu. Mokrzy harcerze osmielaja nas do coraz wiekszego ognia, az w koncu przynosimy z lasu wyniesione uprzednio drewno. Impreza sie rozkreca. Dolaczaja inni kajakarze. Spiewamy niestety bez gitar ale jednak! Bialy dzielnie daje odpor Asi i zostaja wszyscy do konca przy ognisku.

Dzien 4 - 11 km niedziela 3.05
Poranek tradycyjny. pozniej sniadanie. pakujemy rzeczy do samochodu i jedziemy z Marta po samochody zostawione na starcie. Formujemy kolumne i ruszamy w trzy samochody w kierunku stanicy Gostycyn - Nogawica. Nie udaje sie nam jednak tam trafic i ladujemy w miejscowoœci Zamrzenica, gdzie zostawiamy dwa samochody z rzeczami i wracamy z Marta na pole Swit. Manewry na odcinku 120km pochlonely troche czasu i nie udalo sie ju¿ zastac Asi i Bialego, ktorzy pozostawili za to porzyczony namiot, ktorego nie zdazyli zlozyc przed naszym wyjazdem. Dokonujemy koncowych rozliczen, zegnamy sie z rowerowa rodzina, namiot trafia do kajaka, my zreszta tez i plyniemy. Rzeka ciekawa ale bez wiekszych przeszkod. Wplywamy na Zalew Koronowski i probujemy znalesc nasza mete. Po drodze mijamy na prawym brzegu stanice Gostycyn - Nogawica. Nas interesuje jednak cos na lewym brzegu. Cos sie ukazuje, wiec podplywamy blizej i ladyjemy na plazy jakiegos osrodka. Wyglada ze jestesmy na miejscu. Zostawiamy kajaki pod okiem innych kajakarzy, ktorzy tez tam konczyli splyw i udajemy sie stosunkowo dluga droga po samochody pozostawione na parkingu nadlesnictwa. Wjezdzamy na sama plaze, pakujemy kajaki na dach, pamiatkowa fotka, pozegnanie i w droge. Tym razem kto ma blizej jest pierwszy w domu.