Gwda 2010-
czubkowe otwarcie sezonu |
||||||
|
||||||
Sobota 1.05 - Jez. Smolęsko Gwda Wielka 14.km Wstajemy późno i nie spiesznie przygotowujemy śniadanie i pakujemy sprzęt. Czeka nas jeszcze logistyka i 3,5 km marszu. Musimy wrócić nad jezioro i tam się zwodować a samochody zostawić z Ośrodku Jagoda. Jako pierwsi pakujemy samochód, przerzucamy kajak Kasi na dach i ruszamy na miejsce. W dzień dobrze widać jak duże rozlewisko powstało wokół pola biwakowego. Jest wysoki poziom wody i jezioro rozlało się dość szeroko. Wypakowujemy sprzęt i kajaki. W międzyczasie dzwoni pozostała część ekipy jest drobna zmiana planów Kowal chce zostawić auto w Malechowie, więc nie będziemy musieli iść z buta ze Sporego, muszę tylko szybko dojechać do nich i zostawić auto w Jagodzie. Po 15 minutach parkuję auto w ośrodku i ruszamy Transitem do Malechowa. Szybkie wypakowywanie, Kowal odstawia samochód do osady i schodzimy na wodę. Pogoda nie może się zdecydować, raz chmury, raz słońce najważniejsze, że nie pada. Gwda po wypłynięciu z jeziora Smolęsko jest wąska i płytka, po minięciu osady Malechowo wpływa w las. W wodzie trochę przeszkód w postaci powalonych drzew, ale nie mamy większych kłopotów z ich pokonywaniem. Przy wejściu do wody Szuja łamie ster no cóż, trzeba było uważaćJ. Na szczęście da się go naprawić jednak nie w warunkach polowych. Dopływamy do pierwszej przeszkody małego jazu w środku lasu . Spływamy bez problemu ale niewprawni powinni uważać. Biały ze względu na krótki dziób i zanurzenie nie ryzykuje wtargnięcia wody do kajaka i obnosi jaz, a szkoda, bo spływowi paparazzi mieli już przygotowane aparaty. Ruszamy dalej tratwą wesolutko pijąc browar pokoju i konsumując jakieś słodycze. Słońce wychodzi, robi się ciepło, w rzece umiarkowana ilość przeszkód pozwala swobodnie i bez wysiłku płynąć dając sznsę na podziwianie okolicy. Jest to możliwe dzięki temu, że roślinność nadbrzeżna jeszcze się nie rozwinęła i nie zasłania widoków. Dopływamy do Sporego i naszego pola gdzie spędziliśmy noc. Jaz złowrogo szumi i zastanawiamy się czy można nim spłynąć bezpiecznie. Kowal przeciera szlak, jest ok. można płynąć zachowując ostrożność. Potem rusza Szuja i Ifona. Po nich Iskra i Kasia. Potem my. Biały obnosi przeszkodę. Na jazie mija na jedyny, jaki spotkaliśmy na rzecze 4 osobowy spływ. Za przeszkodą Gwda płynie wąską doliną. Co chwilę pokonujemy drzewa tarasujące przepływ. Jest ich sporo. Kowal łamie pióro we wiośle ale jest dzielny i daje sobie radę. Mozolnie przeciskamy się przez zawaloną rzekę, po chwili robi się nieco luźniej a brzegi porasta co raz więcej wietnamki - to znak, że zbliżamy się do jez. Wielimie. Tuż przed wpływem do Wielimia mijamy imponujące żeremia fotki obowiązkowe. Po wypłynięciu robimy krótką przerwę na konsumpcję tego i owego. Postanawiamy też zrobić odpoczynek na cyplu. Mamy do przepłynięcia po jeziorze około 7 km. Na szczęście nie ma wiatru i płynie się dość dobrze. Zatrzymujemy się na cyplu niestety nie wszyscy część towarzystwa naparła mocno do przodu. Odpoczynek dobrze nam robi konsumpcja powoli rozpływa się po całym organizmie. Jest miło i ciepło, ale trzeba ruszać dalej, a brzeg i cel naszej drogi jest tak daleko. Chwytamy dziarsko za wiosła i po kilkudziesięciu minutach docieramy do celu, co prawda w różnych miejscach brzegu, ale to tylko kosmetyka. Na biwaku jest już Paweł z Laną, nasza niespodzianka na wieczorną imprezę z okazji urodzin Kasi. Wybieramy dogodne miejsce na biwak. W okolicy stadionu na skraju Gwdy Wielkiej wzdłuż brzegu jeziora jest sporo dogodnych miejsc biwakowych na sporej przestrzeni. Rozbijamy obóz i zaczyna się tradycyjna krzątanina. Część jedzie z Pawłem po samochód Kowala i dodatkowe zakupy, część przygotowuje obiadokolację, część rusza po drewno, nikt się nie nudzi raczej. Dociera ekipa ManieccyBikeTeam. Przygotowujemy ognisko. Wieczór zaczyna się rozkręcać wraca ekipa z Kowala samochodem. Jest piękny zachód słońca, więc strzelamy fotki. Rozpalamy ogień, Kasia przygotowuje jedzenie, są życzenia, jest granie na gitarach, Iskra robi mistrzowskie drinki. Wesołość ogarnia wszystkich, a że okazja też nie byle jaka więc musi być nie byle jak obchodzona. Z radości i od dobrej roboty Iskry zasypiam, a potem tylko częściowo kontroluję sytuację. Około 2 w nocy robi się zimo i zaczyna wiać nieprzyjemna bryza od jeziora. Ląduję w namiocie. Panowie jeszcze świętują. Iskra dokonuje autoresetu i trzykrotnie migruje między ogniskiem a namiotem. Przy ostatniej migracji Lana przywołuje gawiedź do porządku. Głośne rozmowy milkną, resztki alkoholu zostają wlane tam gdzie ich miejsce, a ranek będzie ciężki... niedziela 2.05 - Gwda Wielka Lubnia 19 km Ranek jest ciężki, pierwszą pobudkę szykuje nam rodzina S. Dzieciaki nie mają kaca i witają świat bardzo rano. Czyżby zemsta za nocne ryki? Powoli obóz wstaje do życia i poranne obowiązki nabierają tempa. Przed nami najdłuższy odcinek spływu, na szczęście po rzece, a na nie szczęście na początku trasu jest bar. Żegnamy Ifonę i Kowala muszą wracać szkoda ale cóż dobrze, że byli z nami chociaż tyle. Kowal odruchowo siada za kółkiem, ale ktoś czuwa i przypomina Kowalowi, że dzisiaj jego miejsce jest po prawej stronie dźwigni zmiany biegów. Pakujemy kajaki, przekonujemy rodzinę S aby jeszcze dołączyła do nas wieczorem na biwaku i umawiamy się z Mańkami. Ruszamy w drogę. Przez moment straszą nas czarne chmury, ale to słońce dzisiaj rządzi. Na jeziorze jest nieco większy wiatr niż wczoraj, więc mamy falę od dziobu. Znajdujemy ujście i nieco niebezpiecznie, bo bokiem do fali opuszczamy Wielimie. Wpływamy uregulowanym odcinkiem rzeki do Gwdy Wielkiej i lądujemy przed mostem po prawej stronie w celu zahaczenia o bar. Niestety nie ma jeszcze sezonu, więc bar jest zamknięty, ale za to właściciel otwiera nam sklep. Kupujemy co trzeba i zasiadamy przy barowym stole. Bary na naszych spływach mają to do siebie, że jak złapią to nie chcą wypuścić tak jest i tym razem. Nie ukrywam, że to lubimy i trudno dać sygnał do odwrotu. Z bólem zbieramy się do kajaków przed nami jeszcze 18 km. Rzeka od Gwdy Wielkiej początkowo płynie polami, aby po kilku kilometrach wpłynąć w las. Jest to bardzo malowniczy odcinek. Trochę wiosłujemy, trochę płyniemy tratwą i w końcu do pływamy do przenoski w Klepaczu. Pamiętamy to miejsce jak wyglądało 10 lat temu może nie zmieniło się tak bardzo, ale zdecydowanie jest zadbane. Robimy przerwę na krótki popas. Od Klepacza nurt jest nieco szybszy. Od czasu do czasu walczymy z drobnymi przeszkodami. Gwda płynie w lesie z dala od większych miejscowości. Przed Lubnicą rzeka wyraźnie przyspiesza. Pojawiają się większe przeszkody, które wymagają już uważnego manewrowania. Dopływamy do biwaku po prawej stronie przed elektrownią. Po chwili dopływa Szuja a po nim Biały z Asią. Jak się okazuje Biały miał kłopoty na jednej z przeszkód i ewakuował się energicznie do wody. Gwda jakoś pod tym względem upodobała sobie Białego 10 lat temu też ewakuował się znienacka z kajaka. Rozkładamy namioty, ognisko się już pali, bo na biwaku są Mańki i rodzina S. Konsumujemy obiadokolacje, i zasiadamy do ognia. Robi się bardzo zimno czuć zmianę pogody. Odcinek nas zmęczył, a temperatura odstrasza od wyciągania gitar. Za to możemy pogadać. Ogień nie grzeje już tak bardzo a i z alkoholem trzeba uważać, bo jutro przecież siadamy za kółka. Biały z Iskrą zamykają imprezę wysączając ostatnią Colę Light. poniedziałek 3.05 - planowane: Lubnica - Lędyczek -15 km Już w nocy ktoś odkręcił prysznic w niebie i w dodatku zapomniał wyłączyć klimatyzację. Rano trudno było wyjść ze śpiworów. Wszystko mokre i nic nie zapowiadało, że przestanie padać. Gromadzimy się na śniadanie w jednej ze stalowych bud, które zdjęte z wojskowych samochodów służyły jako wiaty. No cóż dla wszystkich staje się jasne, że spływ dalej nie popłynie. Szuja jeszcze rozważa spłynięcie do Lędyczka, ale ostatecznie w obliczu problemów logistycznych odpuszcza. Po śniadaniu jedna ekipa jedzie po samochody do Sporego a druga do Lędyczka. Pakujemy mokre namioty i sprzęt w jednostajnie padającym deszczu i przy +5 stopniach. Szkoda, że pogoda pokrzyżowała nam plany, bo został nam do przepłynięcia bardzo ładny fragment rzeki. No cóż my tu jeszcze wrócimy. Żegnamy się i ruszamy w drogę powrotną do Gdańska, uznając, że sezon został rozpoczęty. | ||||||
|