Obra 2010 |
||||||
|
||||||
Przed wyruszeniem w trasę ustalamy miejsce spotkania na
polu namiotowym nad jeziorem Chłop. Cypis określa współrzędne do nawigacji
i grupa Szczecin w składzie Olo wyrusza wieczorkiem. Nawigacja prowadzi
pięknie, ale pola nie ma, jest teren prywatny, pole w pobliżu, jezioro 3
Tonie jest urokliwe. Po rozmowie z wędkarzem okazuje się, że jest problem
z przesmykiem do jeziora Chłop. Po ustaleniach z grupą 3-miejską zakładamy
obóz na terenie prywatnym nad Jeziorem Chłop. Nocne powitanie i rozmowy
przy kilku piwkach zaczynają przygodę. Wstajemy po 8. rano i rozpoczynamy proces pakowania. W drodze na procesję odwiedza nas właściciel terenu dziarsko wymachując parasolką. Po krótkiej rozmowie i przedstawieniu swoich racji rozchodzimy sie do swoich zajęć. Samochód Kasi odstawiamy na metę do ośrodka AWF w Chycinie, natomiast wracamy samochodem Ola na start na pole Trzy Tonie, gdzie bardzo miła żona leśniczego pozwoliła zaparkować samochód. Schodzimy na wodę i kierujemy się w stronę jeziora Wędromierz. Pękają pierwsze piwa. Przesmyk jest płytki, woda niewiarygodnie czysta. Napotykamy pod mostem na wysoki i płytki jaz, którego nie ma na mapie. Przenosimy kajaki z prawej. Z jeziora Wędromierz przepływamy Rowem Holendrow do Jeziora Rybojado po uprzednim pokonaniu wielkiego drzewa leżącego w poprzek. No to już jesteśmy na Obrze. Zatrzymujemy sie na polu Rybojady i próbujemy sobie przypomnieć to miejsce z poprzedniego startu na Obrze w roku 2003, ale wszystko wydaje sie jakieś inne. Pożeramy czekoladę i kabanosy, nie szczędzimy piwa. Płyniemy dalej do biwaku Rańsko, po drodze walczymy na małym rozlewisku z wiatrem prosto w ryje. Na miejscu są stoły i kran z wodą. Wieczorne rozmowy przy namiotach kończymy przy ognisku. Pojawia sie plan przyjazdu Moniki o poranku. Poranek w pełnym słońcu. Śniadanie, pakowanie i na reszcie pojawia sie Monika z rodzicami Ola i kajakiem dwójką na dachu. Szybka zamiana i jedynka "ląduje" na dachu BMW, a my na wodzie. Płyniemy do Policka pod most, którego jednak nie ma. Przebudowa zmienia krajobraz. Grupa piesza udaje sie do sklepu. Dopływamy do biwaku w Obrzycy i znowu amnezja. Niektórzy pamiętają to miejsce, niektórzy nie. Na miejsce dojeżdża Torsten z córką. Ośrodek z domkami podupada, ale są prysznice. Torsteno prezentuje składany, rewelacyjny turystyczny grill. Konsumujemy to i owo. Wieczorne ognisko nie trwa długo, gdyż plaga muszek atakuje jak w jakimś horrorze. Rano pojawia sie Kowal ze świetnym pomysłem, aby zawieść wszystkie rzeczy samochodem na następny obóz. Płyniemy wiec na "pustaka" do Gorzycy. Po drodze stajemy na popas w Międzyrzeczu. Bar długo nie wypuszcza nas z objęć. Gorzyca okazuje sie urokliwym miejscem z wiatami, prysznicem i barem. Miejsce ładne, zadbane i niedrogie. Kowal testuje nowy kajak, wzbudzając jednak pewien niepokój. Tradycyjne ognisko połączone z degustacją Kowalowej nalewki. Torsten stawia ukraińską, dobrze zmrożoną wódkę urodzinową. Wczesna pobudka niektórych dezorientuje, nie pamiętam żebyśmy wstawali o 6. rano. Ostatni odcinek przez Jezioro Bledzewskie i Jezioro Chycina
pokonujemy z pewnym żalem, że to koniec. Po drodze "rozwala"
nas przepust rurowy pomysłu jakiegoś fiuta. Rzeka jest piękna, a przy
słonecznej pogodzie wprowadza nas w klimat spływu letniego. Powstaje plan
Obry na lato. Dopływamy do ośrodka AWF w Chycinie. | ||||||
|