Jest to strona internetowa Tomasza Marcinkiewicza i Cypriana Charytoniuka.
Tomek z lewej, Cyprian z prawej.
Pływamy ze sobą już dobre 5 lat i mamy zamiar tak pływać kolejnych 10 o ile starczy sił, bo chęci to na pewno...
W dniach 10 - 19 lipca 1998 r. płynęliśmy Brdą. Nasza ekipa liczyła tym razem aż 5 kajaków:
1. Ola i Cypis - chcesz zobaczyć załogę z czerwonego
kajaka - kliknij tutaj,
2. Monika i Shuya - to już trzeci spływ tej pary, jak im
tym razem szło zobacz tutaj,
3. Ania i Misiak - ta
załoga również 3 raz z nami płynęła, zobacz to tutaj,
4. Hania i Grzesiu - to nasi debiutanci, jak im poszło patrz tutaj,
5. Biały i Iskra - jedyna prawdziwie męska załoga, zaglądnij tutaj.
Zaczęło się wszystko od przyjazdu i złożenia kajaków. Ja osobiście mało mogę o tym powiedzieć, bo dojechałem dopiero następnego dnia. Może Cypis cos o tym dniu więcej napisze.
most koło wsi Rudniki - jez. Szczytno (ok.8 km); początek na biwaku przy moście, trasa łatwa, trochę przeszkód wodnych. Trzeba szczególnie uważać przy rzeczonym moście bo w wodzie znajdują się kamienie i pozostałości po poprzednim moście. Na jeziorze znaleźliśmy dzikie miejsce biwakowe po dłuższych poszukiwaniach ( w dodatku okazało się potem, że po drugiej stronie łąki stoi ambona, z której można pięknie walić do nas, szczególnie w nocy nic o nas nie wiedząc), ale szukaliśmy już pod wieczór i przy kiepskiej pogodzie, co może utrudniło znalezienie innych atrakcyjniejszych postojów – po prawej stronie zaraz po wpłynięciu na jezioro jest biwak - tylko wtedy było ono zajęte przez “szarańcze” – spływ plastików, który walił przed nami.
W sobotę po południu dojechałem do okolic wsi Rudniki. gdzie czekała na mnie cala ekipa z rozłożonymi i gotowymi do drogi kajakami. Początek trasy przypominał trochę poprzednioroczną trasę Słupią. Tylko ludzi trochę więcej. Mnóstwo młodzieży na plastikach. Może Cypis napisze krotki dialog, który miał miejsce na trasie. Po 1,5-godzinnej przeprawie dopłynęliśmy wreszcie na głębsze wody. Tego dnia Hania z Grzesiem - nasi debiutanci zdali swój pierwszy egzamin. Wypłynęliśmy późno , to i dopłynęliśmy do Jeziora ... gdy robiło się ciemno. Nic nowego, w końcu zawsze tak pływaliśmy. Szkoda tylko, ze wieczorem nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu.
jez. Szczytno - okolice wsi Konarzynki i Ciecholewy (ok.26 km); trasa łatwa, po wypłynięciu z jezior rzeka płynie leniwie, głównie pośród łąk, dopiero pod koniec wpływa głębiej w las.
Jest cicho i spokojnie, daleko od dużych dróg, czasem słychać tylko traktor na polu. Nocleg znaleźliśmy na prawym brzegu, za mostem drogowym na trasie Chojnice - Bytów i wsią Konarzynki, w bardzo pięknym miejscu na skraju lasu (tam też w radiu mogliśmy wysłuchać relacji z finału mistrzostw świata w “nogę” Francja-Brazylia 3:0 :)); oczywiście radio było nasze, a nie leśne ). Tu pojawili się Brodacze po raz pierwszy – czyli dwójka sympatycznych, brodatych Panów ze swoimi synami - na oko 3-5 letnimi. Uczyli ich prawdziwego, męskiego życia. Płynęli razem cały dzień, a wieczorem - kąpiel w rzece. Ojcowie obwiązywali synów sznurem i ... wrzucali na głęboką wodę, potem wyciągali na brzeg, namydlali i z powrotem do wody. Uczcie się ojce!!!
Konarzynki / (Ciecholewy) - jez. Kosobudno – (ok.25 km); trasa bardzo łatwa technicznie, bardzo ładny odcinek od biwaku do jeziora Charzykowskiego, praktycznie pozbawiona przeszkód, natomiast dosyć trudna fizycznie, ze względu na dużą liczbę jezior (kawałek Charzykowskiego, Długie, Karsińskie, Witoczno, Małołąckie, Łąckie, Dybrzk, Kosobudno; etap biegnie przez Zaborski Park Krajobrazowy, od jego zachodniej granicy do wschodniej). Przy wpływaniu na jezioro Charzykowskie trzeba uważać na sieci i wystające z wody pozostałości po palach przytrzymujących owe sieci. W Swornychgaciach można zrobić zakupy i zjeść coś ciepłego, - szczególnie rybę, bo to wiocha nastawiona na obsługę turystyczną w sezonie letnim. Jeziora są dosyć zaludnione (ale bez przesady) przez ośrodki i domki letniskowe, jednakże da się coś znaleźć na biwak. Na jez. Kosobudno na północnym brzegu (czy też w jego pobliżu) jest ośrodek wczasowy (pod koniec jeziora), a brzeg południowy jest bodajże rezerwatem przyrody, ale na pewno da się coś tam znaleźć pod namioty.
Tutaj też po raz drugi spotkaliśmy “Brodaczy” – wówczas powstała w nas idea aby pływać tak jak oni ze swoimi synami i uczyć ich prawdziwego życia.
jez. Kosobudno - Rytel (ok.15 km); pierwsza przenoska na trasie na tamie Mylof, na jakieś 150-200 m; niedaleko tamy u leśniczego można wypożyczyć wózek do przenoski za drobną opłatą oraz wziąć prysznic czego nie omieszkały uczynić nasze Panie, podczas gdy panowie przenosili kajaki.
Przy leśniczówce jest też pole biwakowe ale nie życzę nikomu tam nocować bo szum wody spływającej po jazach jest dość męczący. Przy Mylofie swój początek ma Kanał Brdy. Etap bez specjalnych emocji. Kawałek za tamą (jakieś 150 m) uważać na rurę po lewej stronie, z której spuszczana jest woda ze stawów hodowlanych i zbyt bliskie przepłynięcie może grozić wywrotką; mocniej machnąwszy wiosłami można natomiast bezpiecznie szmyrgnąć pod prawym brzegiem. Niedaleko jest też jedno bystrze i podobna rura przy której trzeba uważać. Rzeka płynie tu dość szeroko, zwężając się dopiero w pobliżu Rytla. Niestety widać też syf jaki pozostawiają ludzie, w wodzie jest pełno żelastwa, plastiku, butelek itp. Tuż przed Rytlem jest bardzo malowniczy most kolejowy przypominający swoim kształtem rzymskie akwedukty. Trzeba bardzo uważać przy przepływaniu pod mostem bo jak to zwykle bywa przy mostach w wodzie znajdują się niebezpiecznie kamienie, a woda płynie znacznie szybciej. W Rytlu można osiąść jakieś 200 m za mostem drogowym na trasie Chojnice - Czersk; po lewej stronie jest wysoki, ale dość łagodnie schodzący brzeg. We wsi można zrobić zakupy, zjeść coś w restauracji, pójść do Kościoła, jak również na miejscową dyskotekę, a także pozbyć się tych kompanów, których mamy serdecznie dosyć, bo wieś leży na ruchliwej trasie.
Rytel - Woziwoda (ok.17 km); mogą się zdarzyć przeszkody i jakieś bystrza. Rzeka płynie większość czasu lasem. Odcinek urokliwy i technicznie łatwy. Biwak w Woziwodzie (płatny), przy szosie Tuchola - Czersk jest z reguły zawalony spływowiczami i letnikami, więc jeśli nie przeszkadza wam tłum, to spokojnie lądujcie.
Trzeba jednak uważać na złodziei – my niestety pożegnaliśmy się z torbą kuchenną i plecakiem na piwo z butelkami – na szczęście pustymi.
Woziwoda - Gołąbek (ok.12 km); etap dość trudny dla początkujących, ale ciekawy, biegnący cały czas w lesie, ze sporą ilości bystrzy, kamieni i gałęzi i kołków po drodze, zatopionych w wodzie, silniejszym niż zwykle nurtem. Jest to odcinek, gdzie może zdarzyć się drzewo tarasujące cała szerokość rzeki. Niemniej jednak bez paniki. W rzeczywistości jest łatwiej niż sugeruje to powyższy opis. Uważać tylko trochę na “składaki” i osoby debiutujące na rzece. Nocleg można zrobić na biwaku Gołąbek po lewej stronie, na podwyższonym brzegu (3-4 m), przy drodze Tuchola - wieś Okiersk. Teren z duża ilością miejsca biwakowego i ładnie położony, ale pewnie ze sporą ilością zwykłych letników (w tym urżniętych młodzieńców i podlotków). Dotarcie do Tucholi jest jednak utrudnione, zwłaszcza po południu i przede wszystkim trzeba liczyć na “stopa”, bo na piechotę to kawał drogi, a autobusy nie jeżdżą zbyt często. Można etap przedłużyć, wypływając zza zakrętu ujrzymy zawieszoną nad rzeką na gałęzi informację o barze i stadninie koni. W istocie jest tam darmowe pole biwakowe, a w pobliżu stadnina koni i restauracja z kuchnią borowiacką.
W okolicy pola znajdują się też pozostałości starego młyna – niestety miejscowa ludność rozebrała młyn prawie doszczętnie
Gołąbek - Zalew Koronowski (Sokole-Kuźnica) (ok. 37 km); na pierwszych kilku kilometrach etap podobny do poprzedniego, stopniowo coraz spokojniejszy, a im bliżej zalewu tym rzeka szersza i powolniejsza, gdzieniegdzie nawet można zatrzymać się na mieliźnie. Na Zalewie biwak na samym początku po prawej stronie, mniej więcej na wysokości Gostycyna; ładnie położony, ale nie jest zbyt duży i może być zajęty przez jakiś inny spływ. Mogą też być kłopoty z zaopatrzeniem się w prowiant, dlatego lepiej zrobić to w Rudzkim Moście. Niedaleko w głąb Zalewu, po lewej stronie jest jakiś ośrodek wczasowy. Jeśli się tam nie rozbijecie, to trzeba po prostu cierpliwie czegoś szukać ale znalezienie jakiegoś dogodnego miejsca na biwak graniczy z cudem, Jest dużo przepięknych miejsc do biwakowania na dziko – dopiero spory kawałek za mostem leżącym na wschód od Gostycyna , ale podobno Straż Leśna jest dosyć aktywna w tym rejonie i może się skończyć mandatem. Odcinek ten Zalewu Koronowskiego obfituje w przepiękne widoki. Można też płynąc dalej do Sokole - Kuźnicy, co uczyniliśmy. Jest tu dobrze zorganizowane pole biwakowe (płatne, niedaleko sklep z szerokim wyborem piw - akurat na imprezę pożegnalną). Pole zwykle oblegane jest przez biwakowiczów i niedzielnych turystów. Jest to chyba dogodne miejsce na skończenie spływu, bo dalszy odcinek to już same ośrodki a i czystość wody zaczyna się pogarszać. Można też spotkać motorowodniaków.
Zalew Koronowski (Sokole-Kuźnica) - laba w oczekiwaniu na wyschnięcie sprzętu. Uwaga przy kąpieli na mogące się czaić w wodzie niespodzianki! Grześ może coś o tym powiedzieć - podczas kąpieli nadział się stopą na rozbite dno od butelki.
Tradycyjnie jak na każdym spływie przed odjazdem zakopaliśmy pamiątkową butelkę.
Może jeszcze tu wrócimy, ale będzie jazda przy czytaniu starego listu!
Aby przejść do strony głównej kliknij tutaj
Aby przejść do innych opisów rzek kliknij tutaj